Paraliż rządu w Tunezji. Czy kraj czeka powrót do dyktatury?

Prezydent Tunezji Kajs Saied umacnia swoją pozycję poprzez wprowadzanie w kraju kolejnych restrykcji. W poniedziałek Saied zdymisjonował rząd i zawiesił parlament. To reakcja na protesty w kraju, które wybuchły wraz z nasilaniem się epidemii koronawirusa i pogłębianiem się kryzysu gospodarczego. Na ulicach rozpoczęły się demonstracje i rozruchy. - To była iskra, jak w przypadku Arabskiej Wiosny, która porwała społeczeństwo - mówi w rozmowie z Gazeta.pl dr Sławomir Klimkiewicz, politolog i dyplomata z Collegium Civitas.

Prezydent Tunezji Kais Saied ogłosił godzinę policyjną, która ma trwać przez miesiąc oraz zakazał zgromadzeń powyżej trzech osób w miejscach publicznych - pisze "The Guardian". Nakazał również zamknięcie instytucji publicznych i placówek zagranicznych, a także wprowadził zakaz przemieszczania się między miastami. - Podjąłem te decyzje, żeby ratować Tunezję i naród tunezyjski - przekonywał.

Saied w niedzielę zawiesił parlament i zdymisjonował rząd. Prezydent ogłosił, że przejmuje władzę wykonawczą w kraju i wyznaczy nowego premiera

- Konstytucja nie pozwala na rozwiązanie parlamentu, ale pozwala na zamrożenie jego działalności - zakomunikował prezydent.

Zgodnie z konstytucją, prezydent nadzoruje tylko sprawy wojskowe i zagraniczne, ale Saied, który od dawna był w konflikcie z premierem Hiszamem Mesziszim, ogłosił, że będzie teraz rządził i zawiesił prace parlamentu na 30 dni. Prezydent powołał się na art. 80 konstytucji, mówiąc, że pozwala mu on na zawieszenie parlamentu, jeśli kraj znajduje się w "bezpośrednim niebezpieczeństwie".

Paraliż rządu w Tunezji. "Iskra jak w przypadku Arabskiej Wiosny"

Jak tłumaczy nam ekspert - politolog i dyplomata z Collegium Civitas, dr Sławomir Klimkiewicz - Tunezja mierzy się obecnie z rosnącym bezrobociem, a także kryzysem politycznym i gospodarczym, który został tylko pogłębiony przez pandemię koronawirusa i niewydolność systemu ochrony zdrowia. W kraju narastają niespokojne nastroje, które przez lata kumulowały się w Tunezyjczykach.

Tunezja podczas Arabskiej Wiosny w roku 2011 wprowadziła system demokratyczny, pozbywając się autokratycznych rządów gen. Zajna al-Abidina ibn Aliego. Demokracja nie doprowadziła jednak w kraju ani do stabilności gospodarczej, ani politycznej.

Obalenie dyktatury nie poskutkowało zaprzestaniem korupcji i nepotyzmu. W społeczeństwie narastała frustracja, która doprowadziła do jego podziałów i radykalizacji. Między innymi z Tunezji rekrutowało się najwięcej zagranicznych bojowników tzw. państwa islamskiego.

Ekspert porównał obecne wydarzenia w Tunezji do Arabskiej Wiosny. Wówczas iskrą, która zapoczątkowała masowe demonstracje, było podpalenie się bezrobotnego sprzedawcy ulicznego Mohameda Bouazizi. Mężczyzna odebrał sobie życie w proteście przeciwko brakowi perspektyw na poprawę swojej sytuacji życiowej. 

Tym razem iskrą była trudna sytuacja w kraju, spowodowana wieloma czynnikami. Z jednej strony w kraju rośnie bezrobocie, ciągle nie udało się odbudować turystyki, Tunezja nie radzi sobie również z pandemią koronawirusa

- tłumaczy dr Klimkiewicz. 

- Media informują, że zachorowalność na koronawirusa rośnie teraz gwałtownie. W stolicy kraju nie ma obecnie wolnego respiratora. Te wydarzenia skumulowały się w Tunezyjczykach - dodaje. To jednak nie jedyne podobieństwo do wydarzeń z 2011 roku. - W obu sytuacjach społeczeństwo zmobilizowało się przy użyciu mediów społecznościowych. Oba wydarzenia momentalnie spowodowały szerokie zaangażowanie ludzi - kontynuuje ekspert.

Od niedzieli trwają protesty w Tunezji. Tłumy na ulicach

Od niedzieli w Tunezji demonstrują zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy prezydenta. Demonstracje odbywały się przed budynkiem parlamentu. Doszło do starć pomiędzy zwolennikami prezydenta Kajsa Saieda i sympatykami największej partii w kraju - Ennahdhy.

W poniedziałek nad ranem przed budynkiem parlamentu w Tunisie zebrali się wyborcy Ennahdhy prowadzeni przez szefa partii Racheda Ghannouchiego, który jest jednocześnie przewodniczącym parlamentu.

- Uważamy, że instytucje nadal funkcjonują, a zwolennicy Ennahdy i narodu tunezyjskiego będą bronić rewolucji - powiedział w rozmowie z agencją Reuters przywódca partii, odnosząc się do rewolucji, która obaliła dyktaturę w 2011 roku. Demonstranci domagają się wznowienia prac parlamentu, który w poniedziałek został zawieszony przez prezydenta, ale wstęp do budynku blokuje im armia.

- Wielu ludzi zostało oszukanych przez hipokryzję, zdradę i rabunek praw ludu - powiedział Saied w oświadczeniu do mediów. - Ostrzegam każdego, kto myśli o chwyceniu za broń. Jeśli protestujący wystrzelą kulę, siły zbrojne odpowiedzą kulami - zagroził.

Przed budynkiem parlamentu pojawili się także zwolennicy prezydenta. - To najszczęśliwszy moment od czasu rewolucji - mówili demonstranci. Jak donoszą media, obie strony protestu zaczęły obrzucać się kamieniami, a kilka osób zostało rannych. Agencja Reutera informuje, że prezydent Saied wyznaczył szefa swojej ochrony do nadzorowania prac Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Paraliż rządu pogrąży Tunezję? 

- Na ten moment trudno wydać jednoznaczny werdykt, jak potoczy się sytuacja w Tunezji. Pewne jest jednak, że wszyscy aktorzy na scenie są zdeterminowani. Rozgrywki między prezydentem i parlamentem będą interesującą politycznie grą - ocenia dr Sławomir Klimkiewicz.

Pojawiły się głosy, że Tunezji grozi powrót do dyktatury, jednak w ocenie dr Klimkiewicza jest to mało prawdopodobne. W opinii eksperta prezydent Tunezji będzie starał się rozwiązać sytuację w sposób pokojowy - Prezydent ma argumenty, by przekonać opozycję do współpracy. Jednym z nich jest perspektywa pożyczki, którą kraj miał otrzymać z  Międzynarodowego Funduszu Walutowego - przekonuje.

Pieniądze miały być kluczem dla stabilizacji finansów państwa. MFW to międzynarodowa organizacja działająca w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych, zajmująca się kwestiami stabilizacji ekonomicznej na świecie. Dostarcza pomocy finansowej zadłużonym krajom członkowskim, które mają w zamian dokonywać reform ekonomicznych i innych działań służących stabilizacji sytuacji w państwie.

- Prezydent może zaproponować kandydaturę nowego premiera. Jeśli zostanie on wybrany w sposób demokratyczny, to ONZ będzie przyglądać się sytuacji w kraju i przy stabilnej sytuacji rozważy wypłatę środków - mówi ekspert. Zaznacza jednak, że jeśli paraliż rządu się utrzyma, kraj może nie otrzymać tak potrzebnego w obecnej sytuacji wsparcia.

Zobacz wideo Białoruski sąd skazał na więzienie działaczy prodemokratycznych

Świat reaguje na sytuację w Tunezji

Rzeczniczka prasowa Białego Domu Jen Psaki przekazała, że Waszyngton jest bardzo zaniepokojony wydarzeniami w Tunezji. Zapewniła, że przedstawiciele amerykańskiej administracji kontaktują się z politykami tego kraju, by rozeznać się w sytuacji i podjąć ewentualne interwencje.

Rząd Francji wezwał wszystkie partie polityczne w Tunezji do zaprzestania przemocy wobec protestujących i zaapelował o przywrócenie rządów prawa najszybciej jak to możliwe.

Specjalne oświadczenie wystosowało także MSZ Arabii Saudyjskiej. W dokumencie zapewniono, że kraj popiera wszelkie kroki, które zapewnią bezpieczeństwo i stabilność Tunezji.

Więcej o: