Z największym aktywnym pożarem lasów w Kalifornii walczy pięć tysięcy strażaków oraz przedstawicieli innych służb.
Jak dotąd ogień zniszczył 16 budynków, jednak zagrożonych jest aż 10 tys. kolejnych, przede wszystkim w hrabstwach Butte i Plumas.
Pożar, któremu służby nadały nazwę Dixie, zmusił lokalne władze do wydania licznych nakazów ewakuacji. Swoje domy musieli opuścić m.in. mieszkańcy miejscowości położonych wzdłuż zachodniego brzegu jeziora Almanor w hrabstwie Plumas.
To przerażające. Nigdy nie przechodziłam przez coś takiego. Chcę jak najszybciej wrócić do domu. Chcę też, by mój dom nadal tam był
- powiedziała w rozmowie z CNN Cindy Pierson, mieszkanka ewakuowanego miasteczka Quincy.
By ułatwić służbom prowadzenie akcji gaśniczej, w piątek gubernator Kalifornii Gavin Newsom zdecydował o ogłoszeniu stanu wyjątkowego na terenie czterech hrabstw: Alpine, Lassen, Plumas i Butte.
Strażacy tłumaczą, że walkę z żywiołem utrudniają niska wilgotność, a także ograniczony dostęp do odległych, stromych terenów.
Według National Interagency Fire Center, pożar Dixie to zaledwie jeden z 86 aktywnych, dużych pożarów w USA, które trawią łącznie ponad 560 tys. hektarów terenu. Wiele z nich płonie na zachodzie kraju.