Jedyna w swoim rodzaju kosmiczna epopeja. Nauka ma już trzy dekady, a dopiero poleciała w kosmos [TAKA CIEKAWOSTKA]

Niektóre prace prowadzono tak nieudolnie, że spowodowano ogromne uszkodzenia. Wielu elementów nie dało się wymienić, bo ostatni raz produkowano je w ZSRR. Historia nowego rosyjskiego modułu stacji kosmicznej jest procesją błędów i porażek. Udało się go chyba jednak wyprowadzić na prostą.

Moduł Nauka, bo taką ma formalną nazwę, jest już na orbicie okołoziemskiej. Umieściła go tam w środę rakieta nośna Proton wystrzelona z kosmodromu Bajkonur. Od czwartku Nauka zaczęła przeprowadzać kolejne manewry, w których trakcie uruchamia swoje silniki i odsuwa się dalej od Ziemi, zbliżając się do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Ma do niej zadokować 29 lipca. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będzie to szczęśliwy finał epopei trwającej trzy dekady.

Nagranie transmisji startu

 

Nerwowy początek lotu

Jednak jeszcze na samym początku lotu Nauka wywołała spory stres u kontrolerów i musiała znacznie zwiększyć ilość wypalanych papierosów w Gwiezdnym Miasteczku pod Moskwą. Odczyty telemetrii, czyli strumienia surowych danych spływający z pojazdu w kosmosie, nie były idealne. Wskazywały na problemy w systemie napędowym i z niektórymi czujnikami. Bez obu elementów budowany z takim mozołem nowy moduł ISS byłby wart tyle, co kawał metalu, który jest skazany na spłonięcie w atmosferze.

Przez ponad dobę nie było jasności, czy wszystkie problemy są z kategorii tych rozwiązywalnych. Jednak w piątek okazało się, że jeszcze w czwartek udało się dokonać krótkiego testowego odpalenia silników manewrowych, a potem dłuższego, trwającego cztery minuty. Pierwszego ze wspomnianej serii zaplanowanych podniesień orbity. Wskazuje to na fakt, że system napędowy jednak działa. Całkowitą pewność będzie można jednak mieć dopiero wtedy, kiedy moduł zadokuje do ISS.

Wszyscy obserwatorzy zwracają szczególną uwagę na działanie silników i całego systemu napędowego, ponieważ był on zmorą Rosjan przez ostatnie lata. To głównie przez problemy z nim moduł Nauka poleciał w kosmos dopiero teraz, a nie w 2014 roku.

Centrum kontroli lotów w Gwiezdnym Miasteczku nadzorujące lot modułu NaukaCentrum kontroli lotów w Gwiezdnym Miasteczku nadzorujące lot modułu Nauka Fot. Roskosmos

Radzieckie korzenie

Historia modułu jest jednak znacznie dłuższa. Jego korzenie sięgają jeszcze lat 60. i wówczas ściśle tajnego programu wojskowych stacji kosmicznych Ałmaz. Na jego potrzeby biuro konstrukcyjne Władimira Czelomeja stworzyło projekt dużych statków transportowych, składających się z kapsuły dla trzech kosmonautów i modułu transportowego. Całość nosiła nazwę TKS i nigdy nie poleciała w pełnym kształcie z załogą. Odbyło się tylko kilka lotów testowych na początku lat 80. W międzyczasie program Ałmaz i jego cywilną odmianę Salut zamknięto i TKS stracił główne zadanie.

Sama transportowa część statku (Funkcjonalny Moduł Transportowy - FGB) zyskała jednak nowe życie jako baza dla modułów radzieckiej stacji kosmicznej Mir. Pierwotny projekt był podatny na modyfikacje ze względu na swoją dużą kubaturę i przemyślaną konstrukcję. FGB jest czymś w rodzaju autonomicznej ciężarówki. Ma własny system zasilania z bateriami słonecznymi, napędowy, utrzymywania ciśnienia oraz temperatury we wnętrzu, oraz nawigacyjny, umożliwiający dokowanie z innymi obiektami na orbicie. Wystarczy do wnętrza dodać systemy podtrzymywania życia i co tam akurat potrzebne na stacji kosmicznej.

Przygotowania do startu rakiety z rosyjskim eksperymentalnym satelitą bojowym Namiastka wojny w kosmosie. Rosyjski satelita zbliżył się do amerykańskiego

Nowe życie

FGB na tyle dobrze sprawdziły się w stacji Mir, że na początku lat 90. uzgodniono z Amerykanami, iż to właśnie taki moduł będzie zalążkiem nowej Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Zaczęto budować dwa nowe FGB skrojone pod nowe zadanie. Pierwszy stał się później modułem Zaria. Wystrzelony w 1998 roku zapoczątkował budowę ISS. Drugi był zapasem, na wypadek utraty pierwszego podczas startu czy jakiejś poważnej awarii w kosmosie. Kiedy wszystko poszło zgodnie z planem za pierwszym razem, jego budowę wstrzymano. W 1998 roku był ukończony w około 70 procentach.

Moduł Zaria widoczny z pokładu wahadłowca Endeavour w 1998 rokuModuł Zaria widoczny z pokładu wahadłowca Endeavour w 1998 roku Fot. NASA

Przez kolejne lata nieukończony FGB stał w moskiewskich zakładach Chruniczewa. Dopiero w 2004 roku zdecydowano, że zostanie ukończony jako kolejny duży element rosyjskiej części ISS. Początkowo wizje co do jego głównego przeznaczenia się zmieniały, ale ostatecznie stanęło na tym, że będzie to "Wielofunkcyjny Moduł Laboratoryjny". Czyli uniwersalny, zapewniający dodatkową energię, przestrzeń życiową i punkty do dokowania innych statków, ale z nadrzędną misją jako przestrzeń do badań naukowych. Stąd krótsza oficjalna nazwa, Nauka.

Dopiero w 2006 roku udało się ostatecznie dopiąć ustalenia, plany i projekty. Wówczas założono, że dokończenie modułu zajmie dwa lata i po kolejnym roku testów oraz przygotowań, Nauka poleci w kosmos w 2009 roku. Bardzo się pomylono.

Przesadzili ze szlifierkami

Pierwszym realnym terminem startu okazał się rok 2014. Po prostu przebudowa FGB pod nowe wymagania okazała się bardzo wymagająca dla rosyjskiego przemysłu kosmicznego. Po rozpadzie ZSRR był chronicznie niedofinansowany, a mnóstwo doświadczonych kadr z czasów radzieckich przeszło na emeryturę, wyemigrowało lub zmieniło zajęcie. Pojawiły się poważne problemy z jakością prac. Wiele mniejszych przedsiębiorstw produkujących w ZSRR istotne elementy FGB, musiało w latach 90. zmienić profil produkcji, albo po prostu zniknęło.

Wszystko to doprowadziło do tego, że moduł oblał egzamin przed planowanym na 2013 rok wysłaniem na kosmodrom Bajkonur. Wojskowi kontrolerzy, tradycyjnie odpowiedzialni w ZSRR i Rosji za przeprowadzanie gruntownego sprawdzenia rakiet i pojazdów kosmicznych, nawet tych cywilnych, nie zgodzili się zaakceptować Nauki. Wykryto wyciek na jednym z wielu zaworów w złożonym systemie napędowym. Po dokładniejszym zbadaniu sprawy okazało się, że cały układ paliwowy jest poważnie zanieczyszczony drobinkami metalu. Takimi rzędu 0,6-0,8 milimetra. Choć miniaturowe, to są śmiertelnym zagrożeniem dla każdego silnika rakietowego. Zwłaszcza takiego, który ma działać bardzo precyzyjnie podczas manewrów w kosmosie. Drobinki mogą zapychać zawory, uniemożliwiając im prawidłowe działanie. Mogą też doprowadzić do uszkodzeń samych silników rakietowych. Generalnie bardzo poważna sprawa.

Cały moduł cofnięto do fabryki i zaczęło się drobiazgowe badanie jego stanu. No i szukanie winnych. Oficjalnie po ponad roku śledztwa uznano, że do skażenia doszło podczas szeroko zakrojonej przebudowy, która oznaczała też konieczność przecięcia niektórych linii paliwowych. Nieoficjalnie krążyła historia, że na samym początku prac robotnicy byli przekonani, iż moduł idzie na złom. Mieli więc wykonywać pierwsze cięcia szlifierkami kątowymi, całkowicie ignorując procedury związane z zachowaniem czystości. Potem podczas prac drobinki powstałe podczas ich prac rozprzestrzeniły się wszędzie.

Początkowo mówiono, że naprawy zajmą rok. Okazało się jednak, że wielu zanieczyszczonych zaworów już nie da się dostać, trzeba było wznawiać produkcję, albo zmieniać projekt pod nowsze. Odkryto też, że zanieczyszczone są główne zbiorniki paliwa i nie sposób z nich wydmuchać czy wymyć wszystkich drobinek. Nie można ich było po prostu wymienić, bo już nikt takich nie produkował. Zastąpienie nowszymi modelami niosło ze sobą szereg problemów, ponieważ nie pasowały gabarytami. Ostatecznie zdecydowano się na koronkową robotę w postaci rozcięcia starych zbiorników, wyczyszczenia, a potem zespawania. Dodatkowo po drodze nastąpiła agresja Rosji na Ukrainę, pogorszyły się relacje z Zachodem. Współfinansująca moduł Nauka Europejska Agencja Kosmiczna w 2014 roku oznajmiła, że ma dość opóźnień oraz problemów i zawiesza przelewy.

Rakieta firmy Astra na terenie byłej bazy wojskowej w Alameda Nadchodzi finał konkursu na narzędzie do wojny w kosmosie

Jak dotrze na miejsce, to pozostanie w kosmosie długo

Przez nawarstwienie problemów i brak pewności, czy uda się je wszystkie rozwiązać, Nauka była bliska trafienia na złom. Dopiero w 2019 roku udało się rozwiązać problemy z systemem paliwowym. Datę startu określono wstępnie na rok 2020, ale to też okazało się nierealne. Przez długie prace cały szereg elementów modułu, wyprodukowanych w latach 90., tracił gwarancje. Trzeba było je dokładnie badać i ponownie certyfikować. Jakby problemów nie było mało, zaczęła się pandemia, dodatkowo komplikując i opóźniając prace. Dopiero w sierpniu 2020 roku Nauka wyruszyła pociągiem z Moskwy w długą podróż ku Bajkonurowi.

Ostatnie przygotowania, testy i połączenie z rakietą Proton zajęły niemal rok, co nie jest czymś niezwykłym przy tak dużych oraz skomplikowanych pojazdach kosmicznych. Zwłaszcza że historia modułu Nauka skłania ku ostrożności.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to ISS wzbogaci się o nowy duży moduł. Pierwszy od wielu lat. Rosjanie zakładają, że Nauka posłuży im za rdzeń ich własnej stacji kosmicznej, kiedy już zapadnie decyzja o zakończeniu używania ISS jako całości. Plany ciągle się zmieniają, ale jak na razie Amerykanie oraz Rosjanie zakładają, że ten koniec nastąpi gdzieś w połowie, lub drugiej połowie tej dekady. Rosja planuje odłączyć swoją część i pozostawić ją na orbicie. Zachodnia, czyli głównie amerykańska, ze względu na wiek i zużycie, ma zostać porzucona. Wcześniej ma jednak powstać przy jej pomocy mniejsza prywatna stacja kosmiczna amerykańskiej firmy Axiom. Takie są przynajmniej obecne plany. Wynika z nich, że moduł Nauka będzie miał najdłuższą historię ze wszystkich elementów Międzynarodowej Stacji Kosmicznej.

Zobacz wideo
Więcej o: