W połowie kwietnia bieżącego roku prezydent Joe Biden poinformował, iż podjęto decyzję o wycofaniu żołnierzy z Afganistanu. - Czas zakończyć najdłuższą wojnę Ameryki. Czas, by amerykańskie wojska wróciły do domu - powiedział.
W związku z powrotem żołnierzy do Stanów Zjednoczonych w niebezpieczeństwie znaleźli się afgańscy tłumacze współpracujący z amerykańską armią. W połowie lipca Biały Dom poinformował, że dojdzie do ich ewakuacji. - Zdecydowaliśmy się na ten krok, bo to odważni ludzie. A my uznajemy i doceniamy rolę, jaką odgrywali w ostatnich latach - przekazała rzeczniczka prasowa Jen Psaki. Operacja "Allies Refuge" ma się rozpocząć w ostatnim tygodniu lipca.
Afgańscy tłumacze w rozmowie z CNN podkreślili, że ich życie jest teraz zagrożone, ponieważ talibowie rozpoczynają "zemstę po wycofaniu się wojsk USA z Afganistanu". - Talibowie nie mają dla nas litości - powiedział jeden z nich.
CNN opisuje historię Sohaila Pardisa, afgańskiego tłumacza pracującego dla amerykańskiej armii. W maju został zatrzymany przez talibów, kiedy jechał do swojej rodziny. Wyciągnęli go z auta i ścieli mu głowę. Kilka dni wcześniej Pardis powiedział swojemu przyjacielowi, że talibowie mu grozili. - Powiedzieli mu, że jest szpiegiem, oczami Amerykanów, że jest niewierny, a oni zabiją jego i jego rodzinę - przekazał jego przyjaciel i współpracownik.
Około 18 000 Afgańczyków, którzy pracowali dla armii amerykańskiej, złożyło wniosek o specjalną wizę, która umożliwiłaby im wyjazd do Stanów Zjednoczonych.