Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka udzielił wywiadu Sky News Arabia, w którym odpowiedział na pytanie o to, kto "może stać za prowokacjami przeciwko BIałorusi oraz kto je inicjuje". Jego zdaniem największą winę ponoszą Stany Zjednoczone.
- Przede wszystkim wiemy, że za prowokacjami stoją USA, ich służby specjalne i nie tylko. Agendę określają tam politycy, a egzekutorami są służby specjalne. Bo zlecenie zamachu na prezydenta jest możliwe tylko za zgodą najwyższego kierownictwa tego czy innego kraju - mówił w wywiadzie, którego fragmenty zostały przytoczone przez agencję BiełTA.
Według białoruskiego prezydenta kraje, z którymi działania te są realizowane to: Litwa, częściowo Łotwa, ale przede wszystkim Polska oraz Ukraina. - W ostatnim czasie widzimy kierowanie terrorystami, którzy działają na Białorusi, ze strony Niemiec - dodał.
- Nie da się postępować z nimi polubownie. Demokracja, prawa człowieka - to tylko słowa. Jeszcze niedawno, przy próbie dokonania aktów terrorystycznych na terytorium Białorusi i zabójstwa dziennikarzy, waszych kolegów, zatrzymaliśmy wielu ludzi. Przekazaliśmy te fakty władzom Niemiec. Czy odpowiedzieli nam? Nie - mówił Łukaszenka.
Według Łukaszenki organizacją działań terrorystycznych na Białorusi zajmują się obywatele tego kraju, który "zbiegli za granicę", ale państwa takie jak Polska, Niemcy czy Litwa miałyby nie reagować na sygnały białoruskich organów ścigania o tych podejrzeniach. - Takie informacje wysłaliśmy do organów ścigania Litwy i Polski. Czy uważacie, że nastąpiły jakieś działania władz Litwy i Polski? Nie, wręcz przeciwnie, sytuacja się nasila. Nie ma sensu mówić z nimi ludzkim językiem, językiem prawa - twierdzi białoruski prezydent.
Łukaszenka przekonywał, że Białoruś jako mały kraj nie jest w stanie pozwolić sobie na działanie bez uwzględnienia reakcji innych państw, a "Amerykę na to stać". Prezydent podkreślał również, że Zachód nie chce pozwolić Białorusi na bycie suwerennym oraz niepodległym państwem. - Ale my bronimy i będziemy bronić swoich praw - mówił.
Przywódca Białorusi w wywiadzie dla Sky News Arabia poruszył także temat przymusowego lądowania w Mińsku samolotu Ryanair z Wilna do Aten, na którego pokładzie znajdował się białoruski opozycjonista Roman Protasiewicz. Jego zdaniem lądowanie było "zawczasu zaplanowaną prowokacją", która miała być kolejnym krokiem prowadzącym do "zduszenia Białorusi".
- Jak wiecie, zarzucili mi, że nie mówię prawdy i że nie jest w moim interesie mówienie prawdy… W zamian mogę po prostu zapytać, czy macie jakieś dowody, że zmusiliśmy samolot do lądowania? - pytał Łukaszenka. Stwierdził, że takich dowodów nie ma, a jeśli pojawiłyby się, Białoruś przeprosiłaby świat i całą społeczność międzynarodową.
- Sprawa nie tkwi w samolocie czy Protasiewiczu, ale w tym, że nie udało im się przeprowadzić kolejnej kolorowej rewolucji po wielu innych rewolucjach na świecie - mówił. - Europejczycy, celując w nas, Rosję, a nawet Chiny, wojną hybrydową, nie tylko tworzą siedlisko wysokiego napięcia, ale dążą do rozpętania trzeciej wojny światowej - podsumował.