- Wszystko zaczęło się bardzo spontanicznie w mieście San Antonio de los Baños niedaleko Hawany. Niewielka grupa Kubańczyków wyszła na ulice, a młodzi ludzie transmitowali protesty za pomocą mediów społecznościowych - mówi Magdalena Woźnikiewicz, autorka strony Cubamia project.
- W pewnym momencie do protestujących zaczęli dołączać kolejni, tworząc prawdziwy tłum. Relacje w mediach społecznościowych śledziło najpierw kilkanaście tysięcy użytkowników, a po chwili nawet 30 tysięcy osób. Ulice w kilka minut stały się przepełnione - dodaje.
Protestujący skandowali "wolność" i "precz z dyktaturą". Słychać było zbiorowy śpiew pieśni ułożonej przez opozycyjnego barda kubańskiego "Patria y Vida", czyli "Ojczyzna i życie".
- Protesty bardzo szybko rozpoczęły się także w innych miastach. Nagle demonstracje trwały już w 10 miejscowościach - relacjonuje Polka.
Jak zaznacza Magdalena Woźnikiewicz, mieszkańcy wyspy zdecydowali się, żeby wyjść na ulice, gdyż ich sprzeciw wobec polityki władz sięgnął zenitu. W jej opinii do tej pory nie było na Kubie demonstracji, które tak zdecydowanie i wyniośle przeciwstawiałyby się władzy.
- Kubańczycy są zdesperowani. Brakuje im leków, żywności, podstawowych produktów higienicznych. Do sklepów ciągną się gigantyczne kolejki, w wielu miastach brakuje prądu - zaznacza. Na złą sytuację w kraju wpłynęła nie tylko pandemia koronawirusa i związane z nią ograniczenia, ale także kryzys gospodarczy w Wenezueli, która jest głównym dostawcą ropy naftowej dla Kuby.
- Potrzebowaliśmy iskry, która odpali nasz ogień. Taką iskrę zapalili młodzi ludzie, którzy pierwsi wyszli na ulice - mówi Kubańczyk Wilfred Gonzales. Jak zaznacza, protesty są reakcją na długo tłumiony gniew i "poczucie bycia niezrozumianym".
- Nasze społeczeństwo jest bardzo zróżnicowane. Na protestach ulicznych pojawiają się szczególnie młodzi ludzie. Demonstracje to przede wszystkim krzyk o pomoc młodej części pokolenia, która wierzy, że ich głos zostanie wysłuchany. Komunizm nadal płynie we krwi starszych Kubańczyków, którzy nie chcą zmian - zaznacza.
Jeszcze w 2019 roku na Kubie przeprowadzono sondaż, zapytano mieszkańców wyspy, na kogo zagłosowaliby, gdyby mogły odbyć się wolne wybory z udziałem opozycji. Większość Kubańczyków opowiedziała się za rządzącą od lat partią komunistyczną. W opinii starszej części społeczeństwa zmiana władzy jeszcze pogorszy ich sytuację. Boją się wolnego rynku, jeszcze większego bezrobocia, czy wzrostu cen.
Jak tłumaczy Gonzales, młodzi ludzie są tym zmęczeni, nie chcą godzić się na życie w kraju komunistycznym. - Gdy zobaczyli, że sytuacja jeszcze się pogarsza pod wpływem pandemii, kryzysu gospodarczego, postanowili zainterweniować - mówi Gonzales.
- Dziś nikt z nas nie wie, w jakim kierunku rozwinie się sytuacja. Pewne jest to, że młodzi ludzie są zdeterminowani, to realna szansa na zapoczątkowanie zmian na wyspie - kończy Kubańczyk.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden wezwał władze Kuby, by powstrzymały się od przemocy wobec uczestników protestów, do których doszło w Hawanie i innych miastach na wyspie. Amerykański przywódca zaznaczył, że naród kubański domaga się wolności.
Joe Biden scharakteryzował protesty na Kubie nie tylko w kategoriach ekonomicznych, ale przede wszystkim jako walkę o prawa obywatelskie. - Naród Kubański domaga się wolności od autorytarnego reżimu - powiedział amerykański prezydent, określając protesty mianem niezwykłych.
Wcześniej Biały Dom opublikował oświadczenie prezydenta USA, w którym stwierdził, że wspiera wezwanie narodu kubańskiego do wolności, przeciwstawienia się represjom i złagodzenia skutków kryzysu gospodarczego spowodowanego działaniami autorytarnego kubańskiego reżimu.