Burmistrz hrabstwa Miami-Dade Daniella Levine Cava poinformowała na konferencji prasowej, że podjęto "niezwykle trudną decyzję" o przejściu z operacji ratowniczych na tryb odzyskiwania ciał. Liczba ofiar śmiertelnych wynosiła w środę wieczorem 54. Wciąż nie znaleziono 86 osób - pisze AP.
"Stosowali każdą możliwą strategię i każdą możliwą dostępną im technologię, aby znaleźć ludzi w gruzach. Usunęli stamtąd ponad 7 milionów funtów [ok. 3175146 kg - przyp. red.] betonu i gruzu. Używali sonaru, kamer, psów, ciężkiego sprzętu. Szukali pustych przestrzeni i ofiar. Wpadli do budynku, o którym powiedziano, że może się zawalić, i stawiali czoła ogniu, dymowi, ulewnemu deszczowi i silnym wiatrom w nadziei, że znajdą żywych ludzi" - powiedziała o ekipach ratowniczych cytowana przez AP Daniella Levine Cava. Na puste przestrzenie niezajęte gruzem funkcjonariusze faktycznie trafili, ale znaleźli tam tylko kolejne ciała. Ze względu na to, że budynek zawalił się we wczesnych godzinach porannych, wiele osób znaleziono martwych w łóżkach.
Urzędnicy obiecali kontynuować poszukiwania, dopóki nie znajdą szczątków każdego z zaginionych. Tymczasem na pobliskim ogrodzeniu rodziny umieściły zdjęcia ofiar, wspierające wiadomości i kwiaty. Strażacy natomiast zawiesili tam transparent z napisem "Strażacy z Miami-Dade opłakują ich razem z wami".
Do katastrofy doszło w czwartek 24 czerwca ok. godz. 2 w nocy czasu lokalnego. Nastąpiło wówczas częściowe zawalenie się 12-piętrowego apartamentowca z 1981 roku, położonego przy plaży Surfside. W należącym do kompleksu Champlain Towers South budynku znajdowało się ponad 130 mieszkań.
Wyburzono również część budynku, która się nie zawaliła, ponieważ niestabilna konstrukcja stwarzała zagrożenie zdrowia i życia osób przebywających w pobliżu.