Okręt wyruszył na Morze Białe ze stoczni Siewmasz w Siewierodwinsku 25 czerwca. Sfotografowali i nagrali go lokalni fani techniki morskiej. Potem jego wyjście w morze oficjalnie potwierdziła agencja TASS.
Próby mogą potrwać wiele miesięcy, choć oficjalnie termin przekazania marynarce wojennej ma być określony na: "do końca 2021 roku". To mogą być jednak tylko życzenia. Biełgorod jest jednostką unikalną z bardzo nietypowym wyposażeniem, które może sprawić wiele problemów podczas badań i testów.
Co do zasady Biełgorod jest okrętem typu Oskar II (według NATO, według Rosjan projektu 949A Antej). To seria bardzo dużych wielozadaniowych atomowych okrętów podwodnych, uzbrojonych w liczne rakiety dalekiego zasięgu przeznaczone głównie do atakowania zachodnich okrętów nawodnych. Budowa Biełgoroda zaczęła się jeszcze w 1992 roku, ale rozpad ZSRR i późniejsze ciągłe problemy finansowe Rosji spowodowały, że prace na wiele lat faktycznie wstrzymano. Choć okręt był w znacznej mierze gotowy (w około 80 procentach). Dopiero około 2011-12 roku zapadła decyzja, żeby go ukończyć, ale w innej postaci. Specjalnej.
Okręt przedłużono o 30 metrów do 184 metrów, co czyni go najdłuższym kiedykolwiek zbudowanym okrętem podwodnym. Wypruto większość wyposażenia bojowego i zamontowano nowe, specjalne. Szczegóły nie są znane. Wiadomo jednak oficjalnie, że okręt jest przeznaczony dla 29. Dywizji Okrętów Podwodnych, która grupuje jednostki specjalne zarządzane przez GUGI (Główny Dyrektoriat Badań Głębinowych). To wydzielona formacja rosyjskiej floty, podporządkowana bezpośrednio ministerstwu obrony. Jej główne zadania to działania wywiadowcze i specjalne pod wodą. Kadra GUGI jest nieliczna, ale ma się składać wyłącznie z doświadczonych oficerów.
Według autora bloga Cover Shores ukrywającego się pod pseudonimem HI Sutton, który jak nikt inny w przestrzeni publicznej zna się na różnych specjalnych okrętach podwodnych, Biełgorod ma mieć dwie podstawowe funkcje. Te wspomniane na samym początku. Pierwsza i przyciągająca najwięcej uwagi to przenoszenie sześciu wielkich torped, czy raczej pojazdów podwodnych Posejdon. To jedna z rosyjskich "superbroni", która jest regularnie przywoływana przez samego Władimira Putina podczas różnych wystąpień jako straszak pod adresem Zachodu i dowód na potęgę Rosji. Każdy Posejdon ma być napędzany niewielkim reaktorem jądrowym i uzbrojony w głowicę termojądrową.
Wielkie torpedy mają być bronią odwetową, której nie sposób zatrzymać. Podpływać skrycie pod duże nadmorskie miasta czy bazy wojskowe i eksplodować, wywołując niszczycielskie tsunami oraz skażenie. Tego rodzaju broń projektowano już w latach 50. w ZSRR, ale uznano ją za mało praktyczną i prace wstrzymano. Teraz uległy jednak wskrzeszeniu ze spodziewanym wejściem do służby pod koniec dekady. Rosjanie deklarują, że posejdony mają też móc atakować zespoły okrętów, na przykład te skupione wokół amerykańskich lotniskowców atomowych. Jednak przede wszystkim, jak wynika ze słów samego Putina, Kreml widzi w Posejdonach ubezpieczenie na wypadek dnia zagłady. Nawet gdyby Amerykanie w jakiś sposób zatrzymali wszystkie rosyjskie klasyczne rakiety, to wielkie torpedy mają skrycie wykonać swoje zadanie i uderzyć w największe centra miejskie na obu wybrzeżach Ameryki.
Drugie główne zadanie Biełgoroda jest mniej apokaliptyczne i na pewno będzie jego podstawowym zajęciem. Oby. Chodzi o standardowe działania na potrzeby GUGI, czyli montowanie i obsługiwanie urządzeń na dnie morskim. Na przykład takich jak stacje nasłuchowe, mające wykrywać obecność wrogich okrętów. Rosjanie deklarują chęć zbudowania całej sieci takich czujników w Arktyce o nazwie Harmonia. Mają znacznie utrudnić życie zachodnim atomowym okrętom podwodnym, które regularnie krążą w pobliżu głównych rosyjskich baz floty.
Do tego Biełgorod może skrycie działać w bardzo odległych punktach oceanów. Tam, gdzie Rosja może chcieć z jakiegoś powodu umieścić urządzenia szpiegowskie. Na przykład na podmorskich kablach światłowodowych stanowiących podstawę globalnego internetu. O takiej możliwości spekuluje się już od dawna, choć nie ma dowodów, aby jakieś państwo coś takiego robiło. Podczas zimnej wojny Amerykanie z powodzeniem potajemnie montowali urządzenia podsłuchujące na radzieckich wojskowych kablach podmorskich. Pokazując, że to się da zrobić i ma to sens. Rosjanie na pewno wyciągnęli z tego wnioski.
Sam Biełgorod jest zdecydowanie za duży do przeprowadzania precyzyjnych operacji na dnie. Jest więc pomyślany jako okręt-matka dla całej gamy mniejszych jednostek, załogowych i bezzałogowych. Ma móc transportować podczepioną pod dnem "atomową stację głębinową", czyli mniejszy załogowy okręt podwodny z napędem jądrowym. Rosjanie mają trzy, które należą do dwóch typów. Pierwszy to długi na 70 metrów Łoszarik, który w 2019 roku doznał jednak uszkodzeń w wyniku pożaru, który zabił 14 marynarzy. Ma być jednak naprawiany i szykowany do przywrócenia do służby. Drugi typ to dwa mniejsze, bo długie na 55 metrów, okręty typu Palatus. Wszystkie trzy mają móc działać na głębokościach rzędu kilometra a nawet więcej.
Do tego na grzbiecie Biełgoroda jest widoczny dok dla dużego bezzałogowego pojazdu podwodnego o nazwie Klawesyn. Nie wiadomo nic konkretnego na temat jego możliwości i zadań. Prawdopodobnie ma służyć do rozpoznania, badania dna i różnych obiektów na nim zalegających.
Fragment animacji przedstawiający drona Klawesyn wypuszczany z doku na grzbiecie okrętu Białogród Fot. MO Rosji
HI Sutton spekuluje, że Biełgorod może też służyć do przenoszenia i instalowania na dnie różnych proponowanych dużych podmorskich urządzeń. Na przykład takich jak mała elektrownia jądrowa Szelf, która ma móc zasilać na przykład sieć stacji nasłuchowych. Mogą to być też podwodne pojazdy ratownicze dla załóg innych okrętów podwodnych, które tak właściwie mogłyby tez wykonywać inne zadania w razie potrzeby.
Biełgorod jest zdecydowanie największym i najbardziej złożonym specjalnym okrętem podwodnym. Rosjanie w ogóle mają ich więcej niż ktokolwiek inny. W 29. Dywizji służą już dwa inne duże atomowe okręty podwodne o nazwach Podmoskiewski i Orenburg. Oba są przebudowanymi starszymi nosicielami rakiet balistycznych, służącymi jako mobilne bazy dla atomowych stacji głębinowych. Do tego trwa budowa całej serii nowych okrętów typu Chabarowsk, określanych jako projekt 09851. Mają to być jednostki specjalnie zaprojektowane tylko do przenoszenia wielkich torped Posejdon. Siłą rzeczy muszą być duże, choć mniejsze od Biełgoroda. Program ich budowy jest jednak utajniony i wiadomo na ich temat niewiele.
Żadne inne państwo nie inwestuje tak dużo w specjalne atomowe okręty podwodne. Amerykanie, którzy byli prekursorami podwodnej działalności szpiegowskiej i podwodnych sieci stacji nasłuchowych, po zimnej wojnie mocno ograniczyli skalę działań tego rodzaju. Przynajmniej oficjalnie. Obecnie jedynym ich specjalnym okrętem podwodnym jest jedna z trzech jednostek typu Seawolf, USS Jimmy Carter. Podczas budowy na początku lat 90. postanowiono go zmodyfikować poprzez dodanie długiej na 30 metrów sekcji kadłuba, zawierającej dok dla nurków i zdalnie sterowanych pojazdów. Nie wiadomo nic na temat jego konkretnych możliwości i zadań. Podobnie jak w przypadku Rosjan, Amerykanie też trzymają je w tajemnicy. Można się jednak spodziewać, że są podobne.