W czwartek 1 lipca Turcja oficjalnie wycofała się z konwencji stambulskiej, czyli konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Zadaniem dokumentu jest stworzenie ram dla prawnego przeciwdziałania wszelkim formom przemocy wobec kobiet.
Jasno zaznaczono, że według statystyk, to właśnie kobiety są poszkodowane przez sprawców przemocy - kilkukrotnie częściej i to niezależnie od kraju. Nie oznacza to jednak, że konwencja nie chroni także mężczyzn. Dokument wskazuje, że przemoc domowa nie jest sprawą prywatną, a państwo ma obowiązek działać na rzecz jej zapobiegania.
Turcja podpisała traktat w maju 2011 roku, a następnie była pierwszym krajem, który go ratyfikował. Do tej pory dokument podpisały wszystkie kraje Europy za wyjątkiem Azerbejdżanu i Rosji, a ratyfikowały 34 z nich.
"Wycofanie się naszego kraju z konwencji nie doprowadzi do żadnych prawnych ani praktycznych braków w zapobieganiu przemocy wobec kobiet" - przekazało jeszcze we wtorek 29 czerwca biuro prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana w oświadczeniu skierowanym do sądu administracyjnego. Jak pisaliśmy, 20 marca 2021 roku prezydent wydał dekret, w którym unieważnił ratyfikację konwencji przez Turcję. 1 lipca decyzja prezydenta weszła w życie.
Jak pisze CNN, apelacja do sądu o wstrzymanie wycofania konwencji antyprzemocowej została odrzucona, co spotkało się z licznymi protestami w całym kraju.
- Będziemy kontynuować naszą walkę - zapowiedziała Canan Gullu, prezeska Federacji Tureckich Stowarzyszeń Kobiet. - Turcja strzela sobie w stopę tą decyzją - dodała, wskazując, że już teraz kobiety i inne osoby poszkodowane przez sprawców przemocy boją się prosić o pomoc. Tymczasem pandemia spowodowała eskalację przemocy.
Dunja Mijatović, komisarz Rady Europy ds. praw człowieka powiedziała, że "wszystkie środki przewidziane w konwencji stambulskiej wzmacniają fundamenty i więzi rodzinne, zapobiegając i zwalczając główną przyczynę niszczenia rodzin, czyli przemoc". Agnès Callamard, sekretarz generalna Amnesty International uznała natomiast wypowiedzenie dokumentu za "lekkomyślną i niebezpieczną wiadomość do sprawców, którzy znęcają się, okaleczają i zabijają: że mogą to robić bezkarnie".
Zdaniem wielu tureckich konserwatystów traktat podważa strukturę rodziny, a także promuje homoseksualizm poprzez zasadę niedyskryminowania osób ze względu na orientację seksualną. Przypomnijmy, że podobne zdanie na temat konwencji mają także niektórzy polscy politycy. W Polsce konwencja obowiązuje od sierpnia 2015 roku, jednak w ostatnim czasie wiele mówi się o jej wypowiedzeniu.
Wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski nazwał dokument "lewicowym, tęczowym, homoseksualnym narzędziem do wprowadzania terroru w szkołach, czy w placówkach edukacyjnych", natomiast minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro powiedział, że ratyfikacja konwencji była pochopna. - Wprowadziliśmy do naszego systemu lewicowego, genderowego konia trojańskiego i najwyższy czas, by tę konwencję wypowiedzieć - tłumaczył w lipcu ubiegłego roku.