USS Alaska zawinął do bazy na Gibraltarze 28 lipca. US Navy opublikowała jedynie zdawkowy komunikat na ten temat, składający się z trzech zdań. Po ich przeczytaniu mogłoby się wydawać, że to nic niezwykłego. Ot jedna z licznych wizyt okrętów USA w sojuszniczych portach, która "wzmacnia współpracę" z Wielką Brytanią i "demonstruje zdolności floty USA, jej gotowość, elastyczność i nieustające zaangażowanie w NATO".
Do komunikatu załączono osiem zdjęć pokazujących USS Alaska przepływający na tle Skały (charakterystyczną górę będącą symbolem i większością terenu Gibraltaru Brytyjczycy nazywają od wieków "The Rock") i szykujący się do cumowania w gibraltarskim porcie.
Wbrew zdawkowemu opisowi wizyta USS Alaska na Gibraltarze jest jednak niezwykła. Coś takiego praktycznie się nie zdarza. Z założenia atomowe okręty podwodne przenoszące rakiety z głowicami jądrowymi (oficjalne określenie - SSBN) typu Ohio nie zawijają do żadnych zagranicznych portów. Celem ich istnienia jest wypłynąć z macierzystej bazy, zanurzyć się i zniknąć na kilka miesięcy gdzieś w głębinach oceanów. Tam mają czekać w gotowości do ewentualnego odpalenia swoich rakiet, unikając zlokalizowania przez kogokolwiek, aby pozostać bezpiecznymi. USA mają na patrolu zazwyczaj 2-3 takie okręty, które są uznawane za gwarant odwetu jądrowego. Nawet jeśli same USA zostaną w jakiś sposób zniszczone, to te jednostki będą w stanie samodzielnie zadać druzgocący cios napastnikowi, czyniąc agresję nieopłacalną. Taka jest przynajmniej teoria.
Nagranie wydokowania innego okrętu typu Ohio
Nie ma informacji, aby jakiś inny amerykański "boomer" (slangowa nazwa okrętów SSBN) zawinął na Gibraltar w ostatnich dekadach. W 2016 roku zjawił się jedynie jeden z okrętów typu Ohio pozbawionych rakiet z głowicami jądrowymi i przystosowanych do innych celów. W Europie jedynym portem, do którego czasem zawitają amerykańskie SSBN jest Faslane w Szkocji, gdzie bazują ich brytyjskie odpowiedniki.
Dlaczego więc nagle USS Alaska w świetle dnia zjawiła się pod Skałą? Oficjalny komunikat tego tak naprawdę nie wyjaśnia i nie ma co się spodziewać, aby jakiś kolejny wyjaśnił. Można się jedynie domyślać. Jakiekolwiek atomowe okręty podwodne zawijają do portów podczas patroli zazwyczaj z zaledwie kilku powodów. Pierwszy to propaganda, czyli pokazanie swojej obecności i wywołanie zainteresowania medialnego. Drugi to trening i sprawdzanie przydatności danego portu do awaryjnych wizyt. Trzeci to właśnie jakaś sytuacja awaryjna, problem z członkiem załogi, którego nie można było ewakuować na morzu. Czwarty to konieczność wyładowania czy załadowania jakiegoś drobnego wyposażenia, którego z jakiegoś powodu nie może dostarczyć śmigłowiec z dala od brzegu.
Z wizytą USS Alaska wiąże się jeszcze jedna ciekawostka. Okręt zacumował w najbardziej odizolowanej części portu, przy południowym molu. Do jego prawej burty wystawionej w kierunku głównej części portu i samego Gibraltaru zacumowano dodatkowo pontony, na których ustawiono mur ze zwykłych kontenerów. Osłaniają kluczową część okrętu widoczną nad wodą, czyli górne odcinki 24 silosów z rakietami Trident II. Dodatkowo na samym molo widać też ścianę z kontenerów blokującą dostęp do tego odcinka, przy którym zacumowano USS Alaska.
Amerykanie standardowo używają kontenerów podczas wizyt swoich okrętach w miejscach, których nie uznają za dość zabezpieczone. Na przykład w Gdyni, gdzie amerykańskie okręty cumują zazwyczaj przy nabrzeżu francuskim w cywilnej części portu. Na taką okazję budowane są mury z kontenerów, utrudniające dostęp i zasłaniające widok. Pływający mur z kontenerów to jednak coś wyjątkowego.
Testowe odpalenie głównego oręża okrętów typu Ohio, rakiet Trident II