Była ambasadorka o sporze z Izraelem: Polskiej polityki zagranicznej nie ma, jest karuzela złej woli

Patryk Strzałkowski
PiS otrzymał "idealne" stosunki Polski z Izraelem, ale teraz polityki zagranicznej "w zasadzie już nie ma" i jest ona podporządkowana polityce wewnętrznej - tak o przyczynach sporu dyplomatycznego mówi była ambasador w Izraelu Agnieszka Magdziak-Miszewska. Wskazuje też na "karuzelę złej woli" po obu stronach i dodaje, że niełatwo będzie naprawić stosunki z nowym rządem Izraela. Ale - podkreśla - "rozmawiać zawsze trzeba".

Kolejna ustawa dotykająca spraw polsko-żydowskich wywołała kolejny w ostatnich latach ostry spór dyplomatyczny obu państw. Były już ostre oświadczenia stron, wzywanie ambasadorów na dywanik, próby tłumaczenia sytuacji i wzajemne oskarżenia. 

Skąd wziął się nowy kryzysu w relacjach z Izraelem zaledwie dwa lata po poprzednim sporze dyplomatycznym? Zaczął się od błędów polskiej strony przy pracach nad wrażliwym tematem, a po tym nastąpiła kompletna eskalacja napięcia - tłumaczy w rozmowie z Gazeta.pl Agnieszka Magdziak-Miszewska, w latach 2006–2012 ambasadorka RP w Izraelu.

- To, co stało się po przyjęciu ustawy, przypomina już karuzelę złej woli. Ze wszystkich stron - mówi i wyjaśnia:

Najpierw ambasada Izraela uznała tę ustawę za "niemoralną" i uniemożliwiającą ubieganie się o rekompensatę ocalonym z Zagłady. Jeszcze dalej poszedł minister spraw zagranicznych Jair Lapid, znany przecież w Polsce z niezwykle emocjonalnych reakcji. Po tym polski MSZ na nazbyt pobudliwą reakcję ambasady odpowiedział w sposób następujący: "ofiarami byli Polacy i Żydzi". No i przez to rozumiemy, że byli ofiarami w takim samym stopniu. To jest dołożenie oliwy do ognia, bo przecież los Polaków i Żydów w czasie wojny na terenach Polskich różnił się. Dalej zaognił to Mateusz Morawiecki, mówiąc, że tak długo jak będzie premierem, to nie pozwoli zapłacić "ani złotówki za niemieckie zbrodnie"

Jej zdaniem głosem rozsądku w dyskusji był dyrektor generalny Światowej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego Gideon Taylor, który pośrednio skrytykował i Lapida, i polski MSZ, "podkreślając, że sprawa nie dotyczy tego, co działo się na ziemiach polskich w czasie wojny, kiedy Polacy również byli ofiarami, lecz spadkobierców mienia pozostawionego w Polsce". W cytowanej przez "Jerusalem Post" wypowiedzi Taylor podkreśla, że to "absolutnie prawdziwe", iż Polska była ofiarą nazistowskich zbrodni, jednak ta sprawa nie dotyczy "płacenia za te zbrodnie", czy szkody wyrządzone przez Niemców. Takie przedstawianie sprawy przez polityków nazwał "rozczarowującym" i podkreślił, że chodzi o decyzje komunistycznych władz Polski po wojnie i przejęte wtedy mienie. 

Potrzebna zmiana, ale ustawa "ogranicza prawa ofiar"

Spór wybuchł w związku z przyjęciem przez Sejm w ubiegłym tygodniu przepisów, które zmieniają Kodeks postępowania administracyjnego. Jak pisaliśmy w Next.Gazeta.pl, zmiana jest drobna, ale istotna, dla wielu spraw dotyczących reprywatyzacji może być wręcz kluczowa: uniemożliwi ona nawet rozpoczęcie postępowania ws. decyzji administracyjnych starszych niż 30 lat, a więc np. dekretów nacjonalizujących majątki krótko po wojnie. Strona izraelska argumentuje, że ustawa zabrania zwrotu mienia żydowskiego lub rekompensaty za nie ocalałym z Holocaustu i ich potomkom, co jest "bezpośrednim i bolesnym pogwałceniem ich praw".

Agnieszka Magdziak-Miszewska przyznaje, że ustawa wykonuje postanowienie Trybunału Konstytucyjnego, "w jego absolutnie legalnym składzie z 2015 roku", ale robi to "w sposób ograniczający prawa ofiar". - Rozumiem zupełnie założenie zapewniające spokój polskim obywatelom, których przez lata wyrzucano z zajmowanych przez nich mieszkań; którzy padali ofiarą polskich przestępców ustanawiających kuratorów dla ludzi, którzy mogliby mieć dziś 150 lat. I to jest zrozumiałe - powiedziała. 

Jednak wytknęła, że w przepisach "nie zostawiono żadnej furtki ani dla potomków ofiar Holocaustu, którzy mogą udokumentować swoje prawa, ani dla potomków Polaków, przede wszystkim zmuszonych do emigracji". - Jeżeli każda decyzja podjęta wcześniej niż 30 lat temu jest niezaskarżalna, to oznacza to - wbrew takim tłumaczeniom - że nie ma żadnej możliwości, aby nawet na drodze cywilnej próbować swoje mienie odzyskać - stwierdziła. O tym, że zmiana nie wpływa na proces cywilny i możliwość uzyskania w nim odszkodowania przekonuje Ministerstwo Sprawiedliwości. Jednak np. Maciej Obrębski, adwokat specjalizujący się w reprywatyzacji, w serwisie Prawo.pl przekonywał, że tak nie jest i nowelizacja blokuje również wypłatę odszkodowań dawnym właścicielom.

Senat ma szansę na naprawę sytuacji

Co można zrobić, by ratować sytuację? Była ambasadorka w Izraelu uważa, że teraz szansą pozostaje Senat, gdzie trafi ustawa uchwalona przez Sejm. Izba wyższa ma 30 dni na zajęcie się ustawą. Tam można by wprowadzić poprawki, które uczynią z tej ustawy "dokument do przyjęcia dla wszystkich". - Zarówno Izraela, USA, dla spadkobierców żydowskich jak i polskich - bo powinniśmy pamiętać, że chodzi również o mienie polskie - dodała Magdziak-Miszewska.

To powinno polegać z jednej strony na zablokowaniu zwrotu nieruchomości, z drugiej - zapewnieniu ofiarom właścicielom i spadkobiercom możliwości uzyskania odszkodowania. - Trzeba zamknąć dyskusję o odzyskaniu mienia w naturze dla spadkobierców. Zamknąć rozmowy o tym, że ktoś komuś będzie odbierał kamienicę. Natomiast należy zastanowić się, w jaki sposób i na jakich warunkach można wypłacać - w udokumentowanych sprawach - odszkodowania finansowe - oceniła. Podkreśliła też, że to mit, że w ten sposób "zrujnujemy Polskę". - Powinniśmy pamiętać, że tzw. mienie żydowskie jest zmitologizowane. 90 proc. polskich Żydów w sztetlach, nawet w Warszawie, to byli ludzie, którzy niemal niczego nie posiadali - dodała. Przypomniała też, że sprawa pozostaje nierozwiązana od dekad:

Biorę udział w dyskusji nt. restytucji mienia od 1998 roku. Wówczas przygotowana była ustawa, która opierała się na istniejącym funduszu reprywatyzacyjnym, na oszacowaniu rekompensat. Zaproponowano, w porozumieniu z organizacjami żydowskimi, odszkodowania wysokości 50 proc. szacowanej kwoty. Ale ustawa przepadła w Sejmie, głosami SLD i Ligi Polskich Rodzin. Gdybyśmy to wtedy zrealizowali, dziś nie byłoby problemu. A przy poziomie funduszu reprywatyzacyjnego (zlikwidowanego przez pierwszy rząd PiS) byłoby to mało odczuwalne dla budżetu państwa

Poza samą ustawą pozostaje jeszcze kwestia sporu dyplomatycznego i ostrych słów obu stron. Tutaj dyplomatka podkreśla, że należałoby "zacząć rozmawiać". - Chociaż sytuacja jest trudna. Obecny minister spraw zagranicznych Lapid gra na własną popularność wśród wyborców i niewiele wie o stosunkach Polski i Izraela - stwierdza. 

Wskazała, że trzeba szukać w Izraelu sojuszników, którzy "mogliby dotrzeć do Jaira Lapida i powiedzieć mu: niczego nie rozumiesz. I to jest możliwe, tylko trzeba umieć". Poparcie dla Polski na Twitterze wyrażał polityczny przeciwnik nowego rządu i syn byłego już premiera, Jair Netanjahu. Powtarzał m.in. argumenty przedstawiane przez polski rząd, że to "Niemcy są odpowiedzialne za Holocaust". Te wpisy podchwyciła polska prawica, cytowała je m.in. Krystyna Pawłowicz. Jednak przeciwnik polityczny nowego rządu nie jest raczej kimś, kto może pomóc do niego dotrzeć - a nawet przeciwnie, taki sojusznik może zaognić sytuację. - Przestrzegałabym bardzo przeciwko mieszkaniu się w wewnętrzne sprawy obcego państwa - a do tego chciałby nas wciągnąć Netanjahu - oceniła była ambasador. 

"Polityki zagranicznej w zasadzie nie ma"

Dyplomatka ocenia, że cała sytuacja pokazuje i bierze się z szerszego kryzysu w polskiej dyplomacji, przez co "przed decyzją Sejmu nie podjęto żadnej próby wytłumaczenia naszym partnerom, dlaczego to robimy, że chcemy ukrócić czyścicieli kamienic, zapewnić bezpieczeństwo prawne dla obywateli". 

Problemem jest to, że Prawo i Sprawiedliwość okazało się niezdolne do zrozumienia, że Polska nie jest samotną wyspą. Funkcjonuje w otoczeniu międzynarodowym i powinna szczególnie zwracać uwagę na reakcje tych, których uważa za swoich sojuszników

- mówi i przypomina, że Prawo i Sprawiedliwość "odziedziczyło po poprzednikach idealne stosunki polsko-izraelskie", z dialogiem nt. wydarzeń w czasie Holocaustu, współpracą nauczycieli, artystów, naukowców. - Jarosław Kaczyński miał ponadto świetne doświadczenie swojego brata, który z Izraelem potrafił współpracować jako prezydent - dodaje. Jednak "polityka zagraniczna stała się nie tylko funkcją interesów państwa, ale też została całkowicie podporządkowana bieżącej polityce wewnętrznej" i celach propagandowych. 

Po czystce w MSZ; po kolejnych wymianach ministrów, o których można mówić i dobrze, i źle, ale jednak Witold Waszczykowski jak i Jacek Czaputowicz byli urzędnikami ministerstwa rozumiejącymi, na czym polega ta praca; ostatnia zmiana doprowadziła do tego, że polityki zagranicznej w zasadzie nie ma

- ocenia. Dlatego ustawa o IPN, która wywołała poprzedni spór z Izraelem, "służyła sytuacji wewnętrznej" i "radykalnemu skrzydłu" PiS, a władza była "dramatycznie zaskoczona" reakcją na nią. 

Więcej o: