Ataki zostały przeprowadzone przy użyciu myśliwców F-15 i F-16. Wystrzelone przez nie pociski uderzyły w trzy cele - dwa w Syrii i jeden w Iraku. Obiekty te były wykorzystywane jako centra operacyjne oraz składy broni przez oddziały proirańskich bojowników Kataib Hezbollah i Kata'ib Sayyid al-Shuhada.
Amerykańska operacja odbyła się około północy czasu polskiego. Na razie nie ma danych o ofiarach. "Stany Zjednoczone podjęły niezbędne i celowe działania ograniczające ryzyko eskalacji, a jednocześnie będące czytelnym i jednoznacznym krokiem odstraszającym" - oświadczył rzecznik Pentagonu John Kirby. Przedstawiciele Departamentu Obrony poinformowali, że operacja była odpowiedzią na kilka ataków przy użyciu dronów na amerykańskie siły w Iraku w ostatnich miesiącach.
Atak lotniczy na cele przy położone przy granicy syryjsko-irackiej był drugą operacją militarna przeprowadzoną na rozkaz prezydenta Joe Bidena. Poprzednia akcja miała miejsce w lutym i była reakcją na przeprowadzony przez proirańskie grupy atak rakietowy w północnym Iraku.
"Na rozkaz prezydenta Joe Bidena amerykańskie siły zbrojne przeprowadziły ataki z powietrza, których celem była infrastruktura wykorzystywana przez wspierane przez Iran grupy bojowników w zachodniej Syrii" - napisał wówczas w oświadczeniu rzecznik Pentagonu, dodając, że w wyniku uderzenia zniszczonych zostało kilka obiektów należących do szyickich grup zbrojnych, między innymi Brygad Hezbollahu.
Przeprowadzona minionej nocy operacja była zakrojona na większą skalę.