Śmigłowiec prezydenta Kolumbii Ivana Duque Marqueza został ostrzelany przez nieznanych sprawców. Napastnicy otworzyli ogień, gdy maszyna znajdowała się w pobliżu granicy z Wenezuelą.
Prezydent Ivan Duque Marquez leciał w kierunku Cucuty - miasta w północno-wschodniej Kolumbii, w którym znajduje się jedno z najważniejszych przejść granicznych z Wenezuelą. Na pokładzie maszyny znajdowali się też gubernator departamentu Norte de Santander oraz ministrowie - obrony i spraw wewnętrznych.
Rzecznik prezydenta Marqueza poinformował, że w ataku nikt nie został ranny. Prezydent potępił ten, jak to określił, tchórzliwy atak, mówiąc, że nie przeraża go przemoc ani żaden akt terroryzmu. Prezydent powiedział, że osprzęt i możliwości śmigłowca zapobiegły temu, że byłoby to "zagrażające życiu".
- Nasze państwo jest silne. Kolumbia jest na tyle silna, aby stawić czoła tego rodzaju zagrożeniom - powiedział w nagraniu umieszczonym na Twitterze.
Ivan Duque Marquez dodał, że siły bezpieczeństwa mają rozkaz znaleźć osoby odpowiedzialne za atak. Media donoszą, że hałas ostrzału był słyszalny, gdy śmigłowiec podchodził do lądowania.
Jak zwraca uwagę Reuters, pogranicze z Wenezuelą to jeden z najbardziej niebezpiecznych regionów Kolumbii. Znajdują się tam uprawy koki, z której liści produkuje się kokainę; działają grupy przestępcze oraz zbrojne partyzantki. Władze Kolumbii wielokrotnie zarzucały, że partyzanci mają wsparcie z Wenezueli.
Kolumbia kilka lat temu podpisała porozumienie pokojowe ze skrajnie lewicową partyzantką FARC, kończąc 50 lat wojny domowej między nią a rządem. Jednak proces pokojowy jest trudny i budzi niezadowolenie obu stron. Zaś poza FARC w kraju działają także inne partyzantki, oraz prawicowe "grupy paramilitarne", mające powiązania zarówno z handlem narkotykami jak i rządzącymi elitami.
10 dni wcześniej w bazie wojskowej w mieście Cucuta wybuchła bomba, która raniła 36 osób.