Fragmenty listów opublikowało rosyjskie BBC. Korespondenta powstała w dniach 27 maja, 1 i 3 czerwca. "Dzisiaj jest 3 czerwca, miałam bronić swojej pracy dyplomowej, a wieczorem pójść z Romanem do restauracji, pić szampana i jeść spaghetti [...] Jednak wszystko potoczyło się trochę inaczej. Zamiast tego na śniadanie jadłam owsiankę, a wieczorem piłam herbatę" - czytamy w jednym z listów.
"Nie było obrony, nie było Romana, restauracji i zimnego szampana. Nie było świętowania i miłości. Gorzko o tym się myśli, ale wygląda na to, że ominie mnie w życiu jeszcze wiele rzeczy. Nie chciałam o tym pisać, ale nie mam się z kim tym podzielić, nie mogłam się oprzeć. Przepraszam" - napisała dalej Sapiega.
W kolejnym liście kobieta stwierdza, że "nigdy nie wierzyła w prorocze sny". "Ale w nocy przed lotem do Aten Roman miał sen, w którym lądujemy w Mińsku. Mawiał, że miewa prorocze sny. Nieszczęście polega na tym, że właśnie ten taki był. Proszę, nie obwiniajcie Romana za to, co się stało. Chronił mnie i opiekował się mną najlepiej, jak tylko mógł. Można to nazwać miłością" - napisała.
W dalszej korespondencji Sapiega pisze, że płakała po przeczytaniu listów od swojej rodziny. "To był pierwszy raz, gdy się rozpłakałam. Nie płaczę tutaj" - napisała. W liście do rodziny podkreśliła, że "się trzyma", dużo czyta i ćwiczy (robi 100 przysiadów dziennie). "Nie widziałam siebie od 25 maja. Stan skóry oceniam dłońmi, to zabawne. Lustro (w paczce - red.) nie zostało zaakceptowane, nie spełnia parametrów. Musi być małe, kieszonkowe, w plastikowej ramce" - napisała.
Sofia Sapiega razem została zatrzymana w Mińsku razem z Romanem Protasiewiczem 23 maja. Aresztowano ich na lotnisku po tym, jak białoruskie władze zmusiły do lądowania samolot linii Ryanair lecący z Aten do Wilna. Oboje byli na jego pokładzie. Zostali oskarżeni o pomoc w organizacji demonstracji antyrządowych po ubiegłorocznych sierpniowych wyborach prezydenckich, uznawanych za sfałszowane, w których zwyciężył Aleksander Łukaszenka. Zaraz po ich zatrzymaniu wyemitowano nagrania wideo z wypowiedziami Protasiewicza i Sapiegi. Już wtedy ich znajomi twierdzili, że zostały one nagrane pod przymusem i że jest to normalna praktyka działań reżimu Łukaszenki wywierania nacisku na jego krytyków. Rodzice Ramana mówili, że na jego twarzy były widoczne ślady pobicia.