- Rakieta wystrzelona przez Huti wylądowała na stacji paliw w północno-wschodniej prowincji Marib w kraju, powodując ogromne eksplozje na miejscu - powiedziało anonimowe źródło w rozmowie z xinhuanet.com.
Huti to jemeński ruch o charakterze polityczno-militarnym. Wspierani przez Iran już od lutego próbują przejąć Marib, aby mieć kontrolę nad północną, bogatą w złoża ropy naftowej częścią Jemenu,
W sobotę w tamtym rejonie doszło do ataku rakietowego. Milicja Huti zaatakowała stację benzynową w dzielnicy Rawdha. Wybuchł pożar, zginęło co najmniej 17 osób i spłonęły samochody należące do cywilów - podaje "Al Jazeera". Ali al-Ghulisi, sekretarz prasowy gubernatora jemeńskiej prowincji Marib wezwał Organizację Narodów Zjednoczonych i USA do potępienia ataku, mówiąc, że jest to zbrodnia wojenna.
Sobotni atak rakietowy miał miejsce zaledwie dzień po tym, jak wysłannik USA w Jemenie Tim Lenderking oskarżył Huti o to, że nie dążą do zawieszenia broni.
Tymczasem w sobotę, w dniu ataku, delegacja Omanu przybyła do Sany, kontrolowanej przez rebeliantów stolicy Jemenu, na rozmowy z przywódcami Huti w celu przyspieszenia procesu pokojowego - mówił w rozmowie z "Al Jazeerą" Mohammed Abdul-Salam, główny negocjator. - Przybyliśmy do Sany w towarzystwie delegacji z biura Sułtanatu Omanu, próbując przyspieszyć proces rozwiązania kryzysu humanitarnego, a także proces pokojowy, ponieważ leży on również w interesach sąsiednich krajów - powiedział Abdul-Salam.
Jemen jest uwikłany w wojnę domową od 2014 roku, kiedy to wspierani przez Iran Huti przetoczyli się przez większą część północy i zajęli stolicę Sana, zmuszając uznany na arenie międzynarodowej rząd do emigracji. Wojna zabiła już ponad 130 000 ludzi i doprowadziła do najgorszego kryzysu humanitarnego na świecie.