Polsko-białoruska aktywistka Jana Shostak w rozmowie z Interią przyznała, że po tym, co stało się z Romanem Protasiewiczem, boi się o swoje życie. - Sytuacja z porwaniem samolotu pokazała, na ile stać ten reżim. Wokół tej sprawy panuje ogromna dezinformacja. Byłam przerażona widząc nagranie z Romanem, na którym ma całą wypudrowaną twarz i mówi, że jest z nim wszystko w porządku. A spod tego pudru widać ślady pobicia - powiedziała.
- Prokurator białoruski powiedział już, że jak trzeba będzie, to będą łowić z zagranicy do Białorusi wszystkich aktywistów i wszystkie aktywistki - dodała Shostak. Jak podkreśliła, w rządowych mediach oficjalnie została nazwana terrorystką. - Od kilku dni widzę na protestach, na których krzyczę, tajniaków z Białorusi z charakterystycznym VHS-em, którym wszystko nagrywają. To mnie jednak nie uciszy - zaznaczyła aktywistka.
W niedzielę, 23 maja, samolot Ryanaira lecący z Aten do Wilna został zmuszony do awaryjnego lądowania w Mińsku. Kontrolerzy lotów przekazali pilotom, że na pokładzie maszyny może być bomba, co później okazało się nieprawdą. Białoruska opozycja, a także niezależne media twierdzą z kolei, że załodze samolotu zagrożono zestrzeleniem.
Samolot wylądował w Mińsku, co również wzbudziło wiele spekulacji, ponieważ najbliższym lotniskiem, na którym powinien lądować w tej sytuacji, było to w Wilnie. Maszyna wyleciała z Białorusi po siedmiu godzinach. Jednak na jej pokład nie wrócili wszyscy pasażerowie. Zatrzymano bowiem Romana Protasiewicza, dziennikarza i byłego redaktora naczelnego opozycyjnego kanału NEXTA oraz jego partnerkę.
Dzień po tym zdarzeniu Jana Shostak wraz z innymi Białorusinami wzięła udział w konferencji prasowej Lewicy przed białoruską ambasadą w Warszawie. Aktywiści apelowali o pomoc. - Całe społeczeństwo jest na tyle zastraszone, że boi się zmienić zdjęcie na Facebooku, boi się rozmawiać ze swoimi rodzinami na temat tego, co się dzieje. Każdy i każda z nas, dzień w dzień, słyszy o kolejnych śmierciach w więzieniach. To przeraża nas wszystkich. Wysyłamy sygnał SOS, koniec milczenia. Chcemy wsparcia, bo inaczej te osoby, które znajdują się teraz na terenie Białorusi, reżim po prostu zabije! - powiedziała Shostak. - My już nie możemy milczeć, wszystko, co nam pozostaje, to minuta krzyku - dodała i zaczęła krzyczeć.
Wiele osób, nie zważając na poruszający przekaz aktywistki, krytykowała jej strój - dekolt i brak stanika. Shostak postanowiła to wykorzystać i zainicjowała akcję "Dekolt Dla Białorusi" - [Akcja - przyp. red.] polega na tym, że każdy może sobie na dekolcie napisać jedną z 16 polskich firm, które nadal współpracują z białoruskim reżimem lub jedną z 12 międzynarodowych firm, które również pośrednio wspierają ten reżim - podkreśliła w rozmowie z Interią.