Opozycyjny polityk Andriej Piwowarow został zatrzymany 31 maja na pokładzie samolotu Polskich Linii Lotniczych LOT na lotnisku w Petersburgu, tuż przed odlotem do Warszawy. Rosyjscy obrońcy praw człowieka oświadczyli, że polityk nie miał zakazu opuszczania kraju i bez problemów przeszedł kontrolę paszportową.
W oświadczeniu wydanym przez organy prasowe Unii Europejskiej napisano, że przypadek Andrieja Piwowarowa nie jest odosobniony i wpisuje się w działania Rosji mające na celu "tłumienie działań społeczeństwa obywatelskiego, opozycji oraz głosów krytycznych wobec władz w Rosji".
27 maja Andriej Piwowarow poinformował o zaprzestaniu działalności organizacji "Otwarta Rosja", aby nie narażać działaczy i zwolenników na represje, w związku z procedowanymi przez Dumę Państwową poprawkami do ustawy o tak zwanych niepożądanych organizacjach. Były dyrektor wykonawczy "Otwartej Rosji" zapowiadał też, że wyjedzie za granicę, żeby odpocząć.
Kilka dni po wydaniu oświadczenia, doszło w Petersburgu do zatrzymania samolotu PLL LOT, który miał lecieć do Warszawy. Celem było aresztowanie opozycyjnego polityka Andrieja Piwowarowa. Według Federalnej Służby Bezpieczeństwa, mężczyzna znajdował się na liście osób poszukiwanych.
Piwowarow tłumaczy, że do zatrzymania doszło najprawdopodobniej w związku z jego działalnością polityczną. - Nie popełniłem żadnych czynów niezgodnych z prawem i nie przewoziłem przez granicę żadnych zakazanych przedmiotów - podkreślił opozycjonista w rozmowie z Echem Moskwy.
To drugi w ostatnim czasie przykład wyprowadzenia z pokładu polskiego samolotu opozycjonisty zza wschodniej granicy. 23 maja maszyna Ryanair w rejsie z Aten do Wilna została zmuszona przez białoruskie władze do lądowania na lotnisku w Mińsku, na podstawie rzekomego doniesienia o ładunku wybuchowym na pokładzie. Aresztowano wówczas m.in. Romana Protasiewicza, dziennikarza i białoruskiego opozycjonistę.