Wulkan Fagradalsfjall znajduje się około 40 kilometrów na południowy zachód od stolicy Islandii. Do jego wybuchu doszło pod koniec marca i według meteorologów była to pierwsza erupcja od ponad 800 lat. Wybuchowi towarzyszył powolny wyrzut lawy, która po niemal czterech godzinach pokrywała przestrzeń około jednego kilometra kwadratowego. Erupcja Fagradalsfjall spowodowała, że niebo zmieniło swój odcień na pomarańczowo-czerwony.
Joey Helms to youtuber prowadzący kanał o tematyce podróżniczej. Mężczyzna postanowił uwiecznić za pomocą drona wybuch wulkanu Fagradalsfjall. Maszyna przeleciała nad rzeką lawy, a następnie zatrzymała się nad kalderem - wielkim zagłębieniem w szczytowej części wulkanu, które powstaje w wyniku erupcji. Maszyna zawisła w powietrzu, po czym wpadła do lawy.
Helms nie stracił nagrania z przelotu dronem nad wulkanem i postanowił podzielić się nim z internautami. Film trafił na platformę YouTube pod koniec maja i od tego czasu obejrzało go blisko 200 tys. osób.
- Doświadczenie latania tak blisko wulkanu jest absolutnie nierealne i niemożliwe do opisania. To nie tylko perspektywa, ale przede wszystkim swoboda, jaką zapewnia dron w takim środowisku, sprawia, że jest to absolutnie niezapomniane przeżycie - powiedział Helms w rozmowie z portalem DroneDJ.
Po erupcji wulkanu Islandzki Departament Ochrony Ludności i Zarządzania Kryzysowego polecił mieszkańcom miasta Thorlakshofn (położone na wschód od miejsca erupcji), by nie otwierali okien i nie wychodzili z domów, aby nie narażać się na styczność z gazami wulkanicznymi. Zanieczyszczenie jednak wkrótce ustąpiło. Wbrew wcześniejszym doniesieniom wybuch nie spowodował również zagrożenia dla ruchu lotniczego. Erupcja Fagradalsfjall stała się niemałą atrakcją turystyczną. Niedaleko miejsca wybuchu gromadziły się tłumy mieszkańców oraz turystów, którzy na własne oczy chcieli zobaczyć aktywny wulkan. Niektórzy z nich podchodzili blisko lawy, aby spróbować grillować kiełbasę lub pianki marshmallows.