W niedzielę wieczorem, po godz. 20:00, samolot lecący z Dublina do Krakowa awaryjnie lądował w Berlinie. - Samolot Ryanaira, który wylądował awaryjnie, zgłosił zagrożenie lotnicze i dlatego natychmiast otrzymał pozwolenie na lądowanie na lotnisku Berlin-Brandenburg - powiedział w rozmowie z dziennikiem "Bild" rzecznik lotniska Jan-Peter Haack.
Jak wynika z doniesień niemieckich mediów, przyczyną było zagrożenie bombowe. 160 osób opuściło pokład, a ich bagaże zostały przeszukane. Podejrzenia okazały się bezpodstawne.
- Policja w trakcie przeszukiwania samolotu nie wykryła żadnego niebezpieczeństwa - powiedziała Agence France Presse rzeczniczka berlińskiej policji. Jak dodała, pasażerowie mogli wznowić lot do Polski na pokładzie zapasowego samolotu. Nie ujawniła jednak oficjalnych przyczyn awaryjnego lądowania.
Tydzień wcześniej samolot Ryanaira lecący z Aten do Wilna zmuszono do awaryjnego lądowania w Mińsku. Kontrolerzy lotów przekazali pilotom, że na pokładzie maszyny może być bomba, co później okazało się nieprawdą. Białoruska opozycja, a także niezależne media twierdzą z kolei, że załodze samolotu zagrożono zestrzeleniem.
Maszyna wyleciała z białoruskiego lotniska po siedmiu godzinach. Jednak na jej pokład nie wrócili wszyscy pasażerowie. Zatrzymano bowiem Romana Protasewicza, dziennikarza i byłego redaktora naczelnego opozycyjnego kanału NEXTA oraz jego partnerkę. Do Wilna nie polecieli także czterej obywatele Rosji - podają niezależne media białoruskie. Pojawiły się doniesienia, że byli to agenci służb, którzy śledzili opozycjonistę już na lotnisku w Atenach.
Wiele krajów żąda uwolnienia dziennikarza. Na Białoruś nałożono sankcję, m.in. zakazano lotów pasażerskich między krajami UE a państwem Alaksandra Łukaszenki.