- Ani polski konsul, ani środowiska białoruskie nie mają dostępu do Romana Protasewicza - mówił wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz w RMF FM pytany, czy resort ma informacje, co dzieje się z 26-letnim dziennikarzem i opozycjonistą zatrzymanym w niedzielę przez białoruskie władze.
- Jedyne, na czym możemy się opierać, to informacje od rodziny czy też opublikowane na publicznych kanałach - tłumaczył wiceminister Przydacz. Wspomniał o nagraniu z udziałem Protasewicza, na którym przyznaje się on do zarzucanych mu czynów oraz mówi "o dobrym traktowaniu", a także dementuje doniesienia na temat problemów z sercem.
Przydacz porównał opublikowany materiał do nagrania, do którego przymuszona została Swiatłana Cichanouska niedługo przed tym, nim opuściła Białoruś. KGB groziło wówczas liderce opozycji, że jeśli tego nie zrobi, jej mąż zostanie zamordowany. Cichanouska wzywała do tego, by uznano wybory wygrane przez Łukaszenkę oraz zaprzestano zamieszek.
Na pytanie o reakcję Unii Europejskiej na działania białoruskich władz, wiceminister Przydacz stwierdził:
- Tym razem nie można powiedzieć, że Unia nie zrobiła nic albo wysłała tylko wyrazy oburzenia. Poza sankcjami personalnymi i nałożonymi na przedsiębiorców wspierających reżim Łukaszenki, jest też propozycja sankcji targetowanych na konkretne sektory gospodarki. To jest moim zdaniem odpowiedź ze strony Unii Europejskiej, którą warto docenić - stwierdził wiceszef MSZ.
- Ja rozumiem oburzenie [działaniami reżimu Aleksandra Łukaszenki - red.] i nawet je podzielam. Myślę, że większość Europejczyków, patrząc na to, co się działo w niedzielę na Białorusi, czuła dokładnie to samo i oczekiwała twardej reakcji. Polska również optowała za twardą reakcją. To, co postanowiono, to jest efekt, który udało się osiągnąć w porozumieniu 27 państw - powiedział wiceminister Marcin Przydacz. - Uważam, że reagujemy prawidłowo, choć chciałoby się oczywiście bardziej ambitnej odpowiedzi - dodał.
26-letni Roman Protasewicz, opozycyjny dziennikarz oraz bloger, został zatrzymany przez władze Białorusi po tym, jak samolot, którym podróżował w niedzielę na trasie Ateny - Wilno, został zmuszony przez białoruskiego myśliwca do lądowania w Mińsku. W poniedziałek w komunikatorze Telegram pojawiło się nagranie, w którym mężczyzna przyznaje się do czynów, za które grozi mu do 15 lat pozbawienia wolności. W materiale mówi, że znajduje się w więzieniu, jest dobrze traktowany, oraz że doniesienia o jego problemach z sercem są nieprawdziwe.
Na razie nie wiadomo, czy nagranie jest autentyczne oraz kiedy zostało zarejestrowane. Nie brak jednak opinii, że Protasewicz został zmuszony do wypowiedzenia tych słów. Tego samego zdania jest jego ojciec Dmitrij Protasewicz, który skomentował sprawę dla Agencji Reutera.
Młody dziennikarz jest oskarżany przez białoruskie KGB o: "organizację masowych zamieszek", "organizację działań grupowych, które rażąco naruszają porządek publiczny" oraz "popełnianie umyślnych działań mających na celu podżeganie do wrogości społecznej ze względu na przynależność zawodową". Protasewicz oraz Puscila (współtwórca kanału NEXTA) zostali również umieszczeni na liście osób i organizacji, które oskarża się o działania terrorystyczne.