W poniedziałek 24 maja w komunikatorze Telegram pojawiło się pierwsze nagranie z udziałem Romana Protasewicza od momentu, w którym został aresztowany w Mińsku. Dziennikarz mówi na nim, że przebywa w więzieniu i jest tam dobrze traktowany, a doniesienia na temat jego problemów z sercem nie są prawdziwe. Miał również przyznać się do tego, że odegrał rolę w organizowaniu masowych zamieszek w Mińsku w zeszłym roku. Grozi mu do 15 lat pozbawienia wolności. Autentyczność nagrania nie została jeszcze potwierdzona, jednak ojciec młodego mężczyzny, Dmitrij Protasewicz, nie ma wątpliwości, że syn został zmuszony do wypowiedzenia tych słów.
- Prawdopodobnie ma złamany nos, ponieważ zmienił się jego kształt i jest na nim dużo pudru. Cała lewa strona twarzy ma puder - komentował w poniedziałek w rozmowie z agencją Reuters ojciec Romana Protasewicza.
Zdaniem mężczyzny jego syn został zmuszony do wypowiedzenia wszystkich stwierdzeń, które padły na nagraniu. Wskazuje, że 26-latek mówi z inną intonacją oraz jest wyraźnie zdenerwowany.
- To nie są jego słowa, to nie intonacja mowy. Zachowuje się bardzo powściągliwie i widać, że jest zdenerwowany - tłumaczył. - I to nie jest jego paczka papierosów na stole - on ich nie pali. Więc myślę, że został zmuszony - dodał Protasewicz. Ponadto ojciec dziennikarza stwierdził, że jego syn nie mógł przyznać się do tego, że odegrał rolę w organizowaniu protestów, ponieważ "po prostu czegoś takiego nie zrobił".
- Jesteśmy zaskoczeni, że los jednej osoby tak wiele znaczy, że jest postrzegany jako cenny dla Unii Europejskiej - mówił Dmitrij Protasewicz. - To jest coś, co na Białorusi zostało stracone - dodał. Na koniec rozmowy mężczyzna stwierdził, że to, co się wydarzyło, "było aktem zemsty, który miał na celu pokazanie innym: 'zobacz, co możemy zrobić'".
Dziennikarka Hanna Liubakova udostępniła na Twitterze nagranie z udziałem Romana Protasewicza i podała, że zostało upublicznione przez media prorządowe. "Protasewicza zmuszono do tego, by powiedział, że przyznaje się do 'organizowania zamieszek" - napisała na Twitterze.
Roman Protasewicz jest byłym redaktorem naczelnym oraz współtwórcą kanału NEXTA w komunikatorze Telegram. Opozycjonista został zatrzymany przez białoruskie władze w niedzielę 23 maja po tym jak samolot linii Ryanair został zmuszony do lądowania w Mińsku.
W 2019 roku Protasewicz opuścił Białoruś, a w ubiegłym roku wspólnie ze Sciapanem Puciłą relacjonowali wybory prezydenckie na Białorusi oraz późniejsze protesty. To dzięki ich pracy opinia publiczna miała informacje o tym, jak działała tamtejsza milicja, która brutalnie pacyfikowała wszelkie manifestacje.
Wobec Protasewicza wszczętych zostało kilka spraw karnych. KGB umieściło również zarówno jego, jak i Puciłę na liście osób oraz organizacji, które są oskarżane o działania terrorystyczne. Zarzucono im: "organizację masowych zamieszek", "organizację działań grupowych, które rażąco naruszają porządek publiczny" oraz "popełnianie umyślnych działań mających na celu podżeganie do wrogości społecznej ze względu na przynależność zawodową".
UE zareagowała już na zatrzymanie Protasewicza. Przywódcy europejscy podjęli decyzję o sankcjach wobec Białorusi za porwanie samolotu lecącego z Aten do Wilna oraz aresztowanie dziennikarza. Wezwano do zamknięcia lotnisk na terenie Wspólnoty dla białoruskich linii lotniczych. Pojawiła się także zgoda na szybkie przygotowanie sektorowych sankcji gospodarczych.