Szef unijnej Josep Borrell w imieniu krajów członkowskich wydał oświadczenie w sprawie wymuszonego lądowania samolotu Ryanaira na lotnisku w Mińsku, do którego doszło w niedzielę. Jak zaznaczył, to sytuacja niedopuszczalna. Podkreślił, że zmuszając samolot do lądowania "białoruskie władze zagroziły bezpieczeństwu pasażerów i załogi". Dodał, że konieczne jest międzynarodowe dochodzenie w tej sprawie.
Josep Borrell wezwał także do natychmiastowego uwolnienia Romana Protasewicza. Napisał również, że aresztowanie dziennikarza to kolejna próba uciszenia wszystkich głosów opozycji przez białoruskie władze. Dodał, że decyzje dotyczące konsekwencji, które państwa UE wyciągną wobec Białorusi, zostaną podjęte na rozpoczynającym się w poniedziałek wieczorem dwudniowym szczycie.
Brukselska korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka informowała nieoficjalnie, że rozpatrywanych jest kilka możliwości restrykcji - zawieszenie unijnych lotów nad Białorusią oraz zakaz lądowania na terytorium Wspólnoty samolotów białoruskiego narodowego przewoźnika, linii lotniczych Belavia. Pojawiła się także propozycja zawieszenia przez UE drogowego tranzytu towarów przez Białoruś, a także nałożenia sankcji gospodarczych.
W niedzielę samolot Ryanaira lecący z Aten do Wilna zmuszono do awaryjnego lądowania w Mińsku. Kontrolerzy lotów przekazali pilotom, że na pokładzie maszyny może być bomba, co później okazało się nieprawdą. Białoruska opozycja, a także niezależne media twierdzą z kolei, że załodze samolotu zagrożono zestrzeleniem.
Maszyna wyleciała z białoruskiego lotniska po siedmiu godzinach. Jednak na jej pokład nie wrócili wszyscy pasażerowie. Zatrzymano bowiem Romana Protasewicza, dziennikarza i byłego redaktora naczelnego opozycyjnego kanału NEXTA oraz jego partnerkę. Do Wilna nie polecieli także czterej obywatele Rosji - podają niezależne media białoruskie. Pojawiły się domysły, że byli to agenci służb, którzy śledzili opozycjonistę już na lotnisku w Atenach.