Konflikt izraelsko-palestyński przybiera na sile, a wśród mieszkańców Strefy Gazy - podobnie jak wśród mieszkańców Izraela - rośnie strach. To właśnie ze Strefy Gazy minionej nocy Hamas (radykalne ugrupowanie rządzące w Strefie) wystrzelił rakiety w stronę Tel Awiwu. Spadły na budynki mieszkalne w mieście Sderot przy granicy między regionami - jak opisywaliśmy, zginął w nich sześcioletni chłopiec. Izrael odpowiedział kolejnymi atakami. W środę zbombardował też wieżowiec w Strefie Gazy - w odwecie Hamas wypuścił w stronę izraelskich miast kolejną serię rakiet (od poniedziałku Hamas wystrzelił z Gazy około 1500 rakiet, z czego część spadła jeszcze na terenie enklawy, a jedna trzecia pocisków trafiła w budynki w Izraelu). - Stoimy zjednoczeni w obliczu wroga. Ich krew jest stracona - mówił wcześniej o bojownikach Hamasu premier Izraela. W środę na wieczornym posiedzeniu izraelski rząd zaakceptował rozszerzenie nalotów.
Strefę Gazy zamieszkują około dwa miliony ludzi - na terenie enklawy nie ma syren przeciwlotniczych. Według ostatnich doniesień tamtejszego resortu zdrowia dotychczas w ostatnich dniach ostrzałach zginęło co najmniej 83 osoby w tym 17 dzieci. Liczba rannych nie jest dokładnie znana, ale szanuje się ją na co najmniej 400 osób. Po stronie izraelskiej jest siedem ofiar śmiertelnych.
Agencja Assosiated Press opisuje, że ostatnie ostrzały wielu mieszkańców Strefy Gazy dosłownie "wyrzuciły z łóżek" - izraelskie bomby uderzyły m.in. w budynek mieszkalny. Musiała z niego uciekać m.in. Majed al-Rayyes, jedna z mieszkanek, która - jak opisuje AP - "po omacku zabrała czwórkę swoich dzieci i uciekła". - Cały ten teren to maleńkie miejsce. Jest jak w więzieniu. Gdziekolwiek nie pójdziesz, jesteś celem" - relacjonowała al-Rayyes w rozmowie z Assosiated Press.
- Nie ma dokąd uciekać, nie ma gdzie się schować. Tego terroru nie da się opisać - powiedział 44-letni Zeyad Khattab.
Zbombardowali domy bez żadnego ostrzeżenia
- powiedział inny z mieszkańców. I dodał, że choć Izrael informował, iż będzie bombardować tylko budynki, w których mieszkają bojownicy Hamasu, stało się inaczej.
BBC przytacza relację 11-letniej mieszkanki Gazy, Yasmine, która relacjonowała, że wtorkkowa noc - ze względu na ostrzały - była najgorszą w jej życiu. - Bolał mnie żołądek ze strachu, bardzo się bałam, a moi rodzice próbowali mnie pocieszyć. Mówili, że to bombardowanie jest daleko, ale czułam, że jest blisko - powiedziała dziewczynka.
Rząd izraelski oskarża Hamas o wykorzystywanie cywilów jako ludzkich tarcz przeciwko atakom odwetowym. Jak podaje Assosiated Press, zdaniem Izraela bojownicy Hamasu często wystrzeliwują rakiety z obszarów cywilnych i tworzą swoje centra dowodzenia w budynkach mieszkalnych. W 2014 roku jednak Izrael spotkał się już z ostrą międzynarodową krytyką za swoją taktykę bombardowania.
W Strefie Gazy zamknięto sklepy, a ulice są niemal całkowicie puste. "Prawie żaden pojazd nie porusza się po drogach z wyjątkiem karetek pogotowia i pojazdów bezpieczeństwa Hamasu. Słychać bomby, mieszkańcy przechadzają się po gruzach swoich domów i okolicznych sklepów, które zostały zniszczone" - tak sytuację w enklawie opisuje AP.
O strachu mówią także mieszkańcy Izraela ostrzeliwanego przez Hamas. W rozmowie z Next.gazeta.pl o tym, jak wygląda sytuacja na miejscu opowiadała Karolina van Ede Tzenvirt, Polka mieszkająca w Izraelu. We wtorek przebywała wraz z dziećmi w Tel Awiwie, na który spadły pociski wystrzelone przez bojowników Hamasu. - Wbiegaliśmy do budynku razem z innymi, którzy też byli na ulicy. Schronili się tam również wszyscy mieszkańcy budynku, tak więc schron był przepełniony. W środku było gorąco. Gdy się tam znalazłam, pierwszym skojarzeniem była moja babcia, która w powstaniu warszawskim znalazła się w schronie, będąc w ciąży i z małym dzieckiem. A teraz ja znalazłam się w takim miejscu wraz z dwójką moich dzieci - mówiła.