Tel Awiw. Polka ukryła się w schronie wraz z dziećmi. "Pierwszym skojarzeniem była babcia w powstaniu"

- Wbiegaliśmy do budynku razem z innymi, którzy też byli na ulicy. Schronili się tam również wszyscy mieszkańcy budynku, tak więc schron był przepełniony. W środku było gorąco. Gdy się tam znalazłam, pierwszym skojarzeniem była moja babcia, która w powstaniu warszawskim znalazła się w schronie, będąc w ciąży i z małym dzieckiem. A teraz ja znalazłam się w takim miejscu wraz z dwójką moich dzieci - opowiada w rozmowie z Next.gazeta.pl, Karolina van Ede Tzenvirt, Polka mieszkająca w Izraelu. We wtorek przebywała wraz z dziećmi w Tel Awiwie, na który spadły pociski wystrzelone przez bojowników Hamasu.

Nocą w Tel Awiwie rozległy się syreny alarmowe wzywające mieszkańców do udania się do schronów. Na Izrael od kilkudziesięciu godzin spadają bowiem rakiety wystrzeliwane ze Strefy Gazy. Większość pocisków została skutecznie unieszkodliwiona przez Żelazną Kopułę, izraelski system obrony, część rakiet dokonała jednak zniszczeń. Są ofiary śmiertelne. W tym samym czasie izraelskie wojsko regularnie przeprowadza naloty na obiekty zlokalizowane w Strefie Gazy.

Zobacz wideo Grad rakiet nad Tel Awiwem. Dramatyczna relacja Polki

Eskalacja przemocy na Bliskim Wschodzie jest największa od czasu wojny z 2014 roku. Syreny alarmowe nawołujące do ucieczki do schronów rozbrzmiewają co kilka godzin. Konflikt rozgrywa się również w Jerozolimie, gdzie niemal codziennie dochodziło do starć Palestyńczyków z izraelską policją. Muzułmańscy mieszkańcy miasta wyszli na ulice, by zaprotestować przeciwko decyzji władz o wysiedleniu 13 palestyńskich rodzin. Jeszcze w kwietniu napięcie gwałtownie spotęgowało też ustawienie barierek na placu przed Bramą Damasceńską, gdzie w trakcie Ramadanu gromadziło się wielu Palestyńczyków. 

Rakiety wystrzelone z Gazy / zdjęcie ilustracyjneKolejne rakiety Hamasu spadły na Tel Awiw. Izrael odpowiedział

Polka znalazła się w Tel Awiwie podczas ataku rakietowego. "Nagle usłyszeliśmy syreny"

O tym, co obecnie dzieje się w Izraelu opowiedziała w rozmowie z Next.gazeta.pl Karolina van Ede Tzenvirt, Polka mieszkająca na stałe w tym kraju. 

- We wtorek wieczorem ze wszystkich miejsc w Izraelu wybrałam właśnie Tel Awiw. Pojechałam tam dziećmi na rodzinną uroczystość. Jadąc ulicami miasta, nagle usłyszeliśmy syreny. I jak już wszyscy wiedzą, to nie było kilka rakiet. O ile się nie mylę, w stronę Tel Awiwu wystrzelono ich bowiem 1050 - powiedziała rozmówczyni Łukasza Kijka.

- Jesteśmy w samochodzie, na ulicy. Nie wiemy, gdzie biec, gdzie znajduje się schron. Dookoła są biurowce (...). Oczywiście moje pierwsze odczucie było takie, że na pewno to nie jest aż tak niebezpieczne, że te syreny słychać gdzieś daleko. Myślałam, że wyjdziemy z samochodu - tak jak nas poinstruowano - usiądziemy na chodniku obok samochodu i wszystko będzie dobrze - dodała.

"Gdy znalazłam się w schronie, pierwszym skojarzeniem była moja babcia" 

Jak relacjonuje Van Ede Tzenvirt, dokładnie w tym momencie nad jej głową przeleciały rakiety. Zauważyła też, że pociski były wystrzeliwane również z drugiej strony, przez izraelski system antyrakietowy. 

- Zaczynają się wybuchy w powietrzu, co jest bardzo, bardzo głośne. To wszystko jest nad naszymi głowami, a my siedzimy na ulicy, pod kołem samochodu. Przez całą naszą podróż tak się stało jeszcze cztery razy - od wjazdu do Tel Awiwu, aż do miejsca, gdzie odbywała się uroczystość. Później już rzeczywiście biegliśmy do schronu, który wskazali nam ludzie. Wbiegaliśmy do budynku razem z innymi, którzy też byli na ulicy. Schronili się tam również wszyscy mieszkańcy budynku, tak więc schron był przepełniony. W środku było gorąco. Gdy się tam znalazłam, pierwszym skojarzeniem była moja babcia, która w Powstaniu Warszawskim znalazła się w schronie, będąc w ciąży i z małym dzieckiem. A teraz ja znalazłam się w takim miejscu wraz z dwójką moich dzieci - opowiada Polka mieszkająca na stałe w Jerozolimie.

- Mój mąż został w Jerozolimie i słyszał na zewnątrz bardzo głośne wybuchy. Oczywiście wszyscy są teraz na telefonach. Kiedyś ich nie było, a teraz możemy sprawdzić, ile osób zginęło, gdzie ta rakieta spadła, co zniszczyła. A to dodaje jeszcze więcej grozy temu wszystkiemu. W tej chwili wszyscy się jeszcze trzęsiemy, dzieci nie poszły do szkoły. Odreagowujemy. Sytuacja wygląda bardzo, bardzo nieciekawie - podsumowuje van Ede Tzenvirt.

Więcej o: