Krążownik USS Monterey jest jednym z kilku okrętów US Navy regularnie pływających po Morzu Arabskim. Ich zadaniem jest między innymi obserwowanie wydarzeń w rozdartym wojną domową Jemenie i zwalczanie przemytu broni do tego państwa. Formalnie jest to zabronione przez ONZ, która nałożyła embargo.
Szóstego maja załoga krążownika spostrzegła podejrzany mały drewniany statek, charakterystyczny dla wód Bliskiego Wschodu. Tak zwany dau, albo dhow, którego forma sięga korzeniami początków imperium arabskiego półtora tysiąca lat temu. Dzisiaj takie stateczki nie tylko służą do drobnego handlu i rybołówstwa, lecz także regularnie szmuglują broń, narkotyki czy służą piratom. Wobec tego okręty państw zachodnich patrolujące wody tej części świata regularnie przeprowadzają kontrole takich niepozornych dau. Tym bardziej że większość nie ma żadnych nazw czy bander.
Z pokładu krążownika na spotkanie tego konkretnego dau wyruszył śmigłowiec MH-60 Seahawk oraz kilka łodzi z drużyną abordażową. Ten pierwszy ma za zadanie obserwować sytuację z góry, informować o tym, co robi załoga i zniechęcać ją do stawiania jakiegokolwiek oporu. Zazwyczaj nikt oporu nie stawia, bo nie miałby on żadnego sensu. Po wejściu na pokład stateczku i zajrzeniu do ładowni Amerykanie od razu wiedzieli, że trafili w dziesiątkę. Cała była zasłana zielonymi plastikowymi workami, które bez cienia wątpliwości kryły broń. Co więcej, na nich leżały niczym niezamaskowane pojemniki z rakietami.
Wyładowanie znaleziska i przetransportowanie go na krążownik zajęło niemal cały dzień. Nie podano konkretnych liczb, ale w jego skład ma wchodzić "niemal 3000" karabinków Typ 56, czyli chińskiego klonu popularnego radzieckiego "kałacha" (AK-47). Do tego "setki" karabinów maszynowych będących klonami radzieckich PK, karabinów snajperskich wzorowanych na radzieckich SWD i wyrzutni granatów rakietowych w rodzaju radzieckich RPG-7. Generalnie masa starych, dobrych i prostych radzieckich rozwiązań w nowym wykonaniu. Coś, co jest cenione przez wszystkie organizacje rebelianckie czy terrorystyczne na świecie.
Wisienką na torcie ma być "kilkanaście nowoczesnych rosyjskich kierowanych rakiet przeciwpancernych", które są najpewniej irańską kopią rosyjskiego pocisku Kornet. No i kilka wielkokalibrowych karabinów wyborowych, tez produkowanych przez Iran. Nad to wszystko jeszcze niesprecyzowana znaczna liczba celowników do różnych karabinków i karabinów. Jednym słowem: arsenał, który wystarczyłby do przyzwoitego wyekwipowania trzech tysięcy rebeliantów/partyzantów.
Według Amerykanów to jeden z największych przechwyconych transportów tego rodzaju. Załoga dau po stwierdzeniu, że ma dość zapasów wody i żywności, a ich stateczek nadaje się do dalszej żeglugi, została puszczona wolno. W praktyce jej zatrzymywanie nie ma sensu. To i tak płotki, których doprowadzenie przed sąd stanowiłoby poważny problem prawny i logistyczny dla Amerykanów, a i tak by nic to nie zmieniło. Amerykanie nie sprecyzowali, kto może być organizatorem przechwyconego przemytu. Jest jednak ewidentne, że to część strumienia broni płynącego z Iranu do Jemenu. Konkretnie do rebeliantów ruchu Hutich.
Iran ich wspiera, ponieważ ci walczą z jego wrogami, czyli państwami arabskimi pod wodzą Arabii Saudyjskiej. I tak już od 2014 roku. W samych walkach i z powodu wywołanej nimi katastrofy humanitarnej miało według ONZ zginąć około ćwierć miliona ludzi. W zdecydowanej większości cywilów. Pomimo teoretycznego embarga na broń w Jemenie nikomu jej nie brakuje. Huti dysponują nawet zaawansowanymi systemami w rodzaju rakiet balistycznych czy przeciwlotniczych. Przypuszcza się, że większość tego uzbrojenia trafia do nich z Iranu właśnie na pokładzie dau w rodzaju tego, jak to zatrzymane przez USS Monterey.
Amerykanie i inne nacje patrolujące wody wokół Jemenu muszą jednak przechwytywać tylko mniejszą część przemytu. Niezależnie od chwalenia się co jakiś czas wielkimi znaleziskami. Wojna w Jemenie trwa już od siedmiu lat, a Hutim broni nie brakuje.