O tym, co się dzieje w areszcie przy ul. Akreścina w Mińsku, portalowi belsat.eu opowiedział mężczyzna, który znalazł się tam, bo brał udział w proteście. - Gdy tylko trafiliśmy do aresztu, od mężczyzn w kominiarkach usłyszeliśmy: "No co, ku*wy polskie! Tutaj nie macie żadnych praw. Jeśli będziecie nas wku*wiać, czeka was karcer. Zrozumiano?" - relacjonuje portalowi zatrzymany.
Przed wejściem do celi prześcieradła, które wcześniej więźniowie dostali, zostały im odebrane. W czteroosobowej celi przebywa 18 osób. Część musi stać, bo nie ma miejsca, reszta leży na podłodze. Przez cały czas jest włączone światło, co 1,5-2 godziny aresztowani muszą się meldować. Codziennie w celi wylewane jest wiadro wody z chlorem, a strażnicy drwią, że to po to, aby więźniowie "nauczyli się myć daczę Cichanouskiej".
Zatrzymanym odmawia się udzielenia pomocy lekarskiej. "Aresztowany relacjonuje, że w ciągu całego pobytu w areszcie tylko raz udzielono pomocy medycznej choremu na padaczkę: kiedy dostał ataku epilepsji i zaczął się toczyć pianę z ust. Jak mówi nasz rozmówca, mężczyźnie podano wtedy tabletki, jednak nadal odmawiano hospitalizacji" - podkreśla belsat.eu.
Naprzeciwko celi, w której umieszczony został rozmówca portalu, przetrzymywane były kobiety. Skarżyły się na warunki higieniczne w przepełnionym pomieszczeniu. Milicjanci przyprowadzili więc do ich celi jeszcze jedną osobę - bezdomną kobietę. Mężczyźni w ramach solidarności z kobietami zaczęli śpiewać piosenki z protestów, za co zostali ukarani. - Wyprowadzono nas z celi, ustawiono pod ścianą, a najaktywniejszych zaczęto bić. Potem część z nich trafiła do izolatki - zaznaczył rozmówca belsat.eu. Tym najdotkliwiej pobitym przedłużono areszt, żeby siniaki zdążyły się zagoić.
Jak podkreśla mężczyzna, więźniowie niepolityczni są znacznie lepiej traktowani niż ci zatrzymani na protestach: mają materace i przekazywane są im paczki od bliskich. "Według aresztowanego tylko jeden ze strażników otwierał klapkę w drzwiach do podawania jedzenia, i wpuszczał trochę świeżego powietrza. Ale robił to tylko wtedy, kiedy nie widzieli tego jego przełożeni" - pisze belsat.eu.