Władimir Putin podczas swojego corocznego przemówienia zapowiedział, że każdy, kto zagrozi Rosji, będzie tego żałował jak nigdy wcześniej. Skrytykował sankcje nakładane na kraj i narzucanie mu swojej woli. Zapewnił, że Rosja będzie bronić swoich interesów.
Władimir Putin ostrzega społeczność międzynarodową, mówiąc, że każdy, kto grozi Rosji "będzie tego żałował, tak jak nigdy wcześniej niczego nie żałował" - donosi "The Washington Post".
Tymczasem sytuacja Rosji na arenie międzynarodowej znacznie się pogorszyła. Gromadzenie się wojsk rosyjskich wzdłuż granicy z Ukrainą było szeroko krytykowane, Czechy wydaliły z kraju 18 rosyjskich dyplomatów, którzy mogli mieć związek z eksplozją w składzie amunicji, do której doszło w 2014 r. Z kolei Stany Zjednoczone nałożyły na Rosję sankcje za próby wpływania na wybory prezydenckie.
Ze swojej strony nie chcemy palić mostów, ale kiedy ktoś postrzega nasze dobre intencje jako obojętność lub słabość i zamierza te mosty wysadzić, musi wiedzieć, że reakcja Rosji będzie szybka i ostra
- powiedział Putin w orędziu. Tradycję corocznych przemówień zapoczątkował w 1994 roku ówczesny prezydent Borys Jelcyn.
Opozycja zapowiedziała, że w środę w całym kraju odbędą się demonstracje związane ze sprawą Aleksieja Nawalnego, opozycjonisty przebywającego w kolonii karnej w Pokrowie. Największe protesty mają się odbyć wieczorem w Sankt Petersburgu i w Moskwie.
Początkowo sojusznicy Nawalnego chcieli zorganizować manifestację nieco później, ale "ekstremalna sytuacja wymaga ekstremalnych decyzji". Pogarszający się stan zdrowia opozycjonisty skłonił ich do natychmiastowego działania.
Rosyjska policja prewencyjnie zapukała do drzwi kilkudziesięciu opozycjonistów i niezależnych dziennikarzy, a część z nich zostało zatrzymanych. Miało to być ostrzeżenie dla potencjalnych uczestników demonstracji.
Aresztowano między innymi Lubow Sobol, współpracowniczkę Nawalnego, która jest prawniczką założonej przez niego Fundacji do Walki z Korupcją. Prokuratorzy zażądali wpisania Nawalnego i jego fundacji na listę organizacji "terrorystycznych i ekstremistycznych". Tym samym wszystkim współpracownikom i osobom związanym z opozycjonistą może grozić więzienie - informuje "The Washington Post".