USA. Policjantka, która pomyliła paralizator z pistoletem, usłyszała zarzut zabójstwa

Kimberly Potter, policjantka, która zastrzeliła 20-letniego Afroamerykanina Dauntego Wrighta, usłyszała zarzut zabójstwa drugiego stopnia. Według policji kobieta podczas interwencji pomyliła pistolet z paralizatorem. Śmierć Wrighta wywołała gwałtowne protesty, w wyniku których zatrzymano co najmniej kilkadziesiąt osób.

48-letnia Kimberly Potter pracowała w policji 26 lat. Po wydarzeniach związanych z Dauntiem Wrightem odebrano jej odznakę, a w środę biuro ds. zatrzymań stanu Minnesota poinformowało, że kobieta została zatrzymana. Reuters informuje, że kilka godzin później została zwolniona po wpłaceniu kaucji wynoszącej 100 tys. dolarów. Zarzut zabójstwa drugiego stopnia oznacza, że prokuratura będzie musiała wykazać, że Potter dopuściła się "zawinionego niedbalstwa" oraz podjęła "nieuzasadnione ryzyko" w swoich działaniach przeciw Wrightowi. Oprócz kary 10 lat więzienia grozi jej grzywna w wysokości 20 tys. dolarów.

Zobacz wideo Schnepf: Problem rasowy w USA wciąż jest żywy

USA. Śmierć Dauntego Wrighta wywołała liczne protesty. Gubernator wprowadził godzinę policyjną

Do zdarzenia doszło w niedzielę 11 kwietnia na przedmieściach Minneapolis w stanie Minnesota. Daunte Wright został zatrzymany do kontroli drogowej ze względu na nieaktualną rejestrację samochodu. Po zatrzymaniu okazało się, że wobec 20-latka wydano wcześniej nakaz aresztowania. Policjanci próbowali zakuć Wrighta w kajdanki, ale mężczyzna stawiał opór. Udało mu się wyrwać i ponownie wsiąść do samochodu. W tym momencie Kim Potter oddała w jego stronę strzał.  

Tim Gannon, szef lokalnej policji, poinformował, że była już funkcjonariuszka użyła broni palnej przez pomyłkę. Kobieta chciała użyć wobec Wrighta paralizatora, ale pomyliła go z pistoletem. Na nagraniach z policyjnych kamer słychać, że kobieta wielokrotnie ostrzega przed użyciem paralizatora. Jednak zaraz po oddaniu strzału mówi: "jasna cholera, właśnie go zastrzeliłam".  

Zastrzelenie Dauntego Wrighta spowodowało falę protestów, które przeszły przez przedmieścia Minneapolis. W poniedziałek przed komisariatem policji w Brooklyn Center zgromadziło się kilkuset protestujących. Kordon uzbrojonych w tarcze i pałki funkcjonariuszy zaczął spychać tłum. Policjanci użyli również gazu łzawiącego. Niektórzy protestujący rabowali sklepy. Tłum rzucał również w funkcjonariuszy różnymi przedmiotami.

Tim Waltz, gubernator Minnesoty, ogłosił stan nadzwyczajny oraz godzinę policyjną, która zaczęła obowiązywać w środę wieczorem. Podczas wtorkowych protestów aresztowano 72 osoby, a w środę około 24. Atmosferę w Minneapolis podgrzewa również proces Dereka Chauvina, byłego policjanta oskarżonego o zabójstwo czarnoskórego George'a Floyda. Chauvin klęczał na szyi Floyda przez 8 minut i 46 sekund. Jego proces ruszył pod koniec marca. Śmierć Floyda spowodowała liczne demonstracje i zamieszki, zarówno w USA, jak i w innych krajach. 

Więcej o: