W niedzielę tysiące demonstrantów zebrało się w centrum miasta, ignorując ograniczenia wprowadzone ze względu na COVID-19, aby protestować przeciwko ustawie, która dałaby policji nowe uprawnienia do ograniczenia demonstracji ulicznych. Wśród transparentów pojawiały się m.in. hasła: "Dzień, w którym demokracja stała się dyktaturą" czy "Tak łatwo nie damy się uciszyć". Jak podaje Reuters, początkowo protest przebiegał pokojowo, jednak później doszło do zamieszek.
Szefowa resortu spraw wewnętrznych Priti Patel podkreśliła na Twitterze, że sceny w Bristolu są nie do przyjęcia. "Bandytyzm i zakłócenia porządku przez mniejszość nigdy nie będą tolerowane. Nasi policjanci narażają się na niebezpieczeństwo, aby chronić nas wszystkich" - napisała polityczka.
W czasie zamieszek rzucano petardami w stronę funkcjonariuszy. Rannych zostało kilku policjantów, w tym jeden ma złamaną rękę, a drugi żebra. Zdewastowana została zewnętrzna część komisariatu. Jak informuje Reuters, część demonstrantów wybijała szyby, malowała graffiti na fasadzie oraz podpalała policyjne auta.
Policjanci natomiast używali pałek i tarcz, aby odepchnąć agresywne osoby.
Brytyjskie media podkreślają, że zachowanie uczestników demonstracji względem policji mogło wynikać z faktu, że tydzień wcześniej policjanci użyli siły podczas czuwania ku pamięci 33-letniej Sary Everard, która została uprowadzona i zamordowana, a w sprawie oskarżono funkcjonariusza policji. Mundurowi twierdzą, że podczas czuwania egzekwowali przestrzegania restrykcji, natomiast zdaniem uczestników i polityków ich reakcja była przesadzona i nieadekwatna do sytuacji.