Ebola znów rozprzestrzenia się w Gwinei i Kongo. Największa jak do tej pory epidemia tej choroby miała miejsce w Afryce Zachodniej w latach 2013-2016. Po pięciu latach gorączka krwotoczna wróciła. Pod koniec stycznia wykryto w Gwinei pierwsze przypadki, a w połowie lutego minister zdrowia oficjalnie ogłosił stan epidemii.
Międzynarodowa Organizacja Zdrowia (WHO) poinformowała, że wybuch nowej epidemii eboli w Gwinei mógł być spowodowany przez tak zwane trwałe, ludzkie źródło. WHO tłumaczy, że chodzi o człowieka, który przeżył poprzednią epidemię i nosił w sobie wirusa aż do tej pory. Lekarze nie wiedzą jeszcze, jak to możliwe - pisze "Reuters".
Nie mamy do czynienia, o ile teraz rozumiemy, z naruszeniem bariery gatunkowej
- mówi dr Mike Ryan z WHO zajmujący się sytuacjami kryzysowymi. Dodał, że potrzebne są dalsze badania i apelował, aby nie piętnować osób, które przeżyły wcześniejszą epidemię.
Wyniki szybkiej oceny ryzyka Światowej Organizacji Zdrowia z 17 lutego 2021 r. wskazują, że ryzyko rozprzestrzeniania się wirusa w kraju jest bardzo wysokie. Ponadto walka z ebolą dodatkowo obciąża system zdrowia publicznego, który już reaguje na wiele epidemii w kraju, w tym pandemię COVID-19 oraz niedawne wybuchy żółtej febry i odry - pisze reliefweb.int.
Wirus eboli wywołuje ciężką chorobę zakaźną. Jej śmiertelność sięga nawet 90 proc. WHO ostrzega, że epidemią zagrożone są również inne kraje: Sierra Leone, Liberia, Senegal, Gwinea-Bissau, Wybrzeże Kości Słoniowej i Mali.
Istnieją obecnie dwie eksperymentalne szczepionki przeciwko wirusowi eboli. Jedną z nich stosowano w Demokratycznej Republice Konga w 2019 roku, nosi nazwę mAb114 i została opracowana w Stanach Zjednoczonych. Wykorzystano w niej przeciwciała osoby, która przeżyła epidemię z 1995 oku. Podczas testów przeprowadzonych na małpach preparat dał 100 proc. skuteczności. Od lutego w Gwinei zaszczepiono już ponad 3 tysiące osób.