"Polski fotoreporter Robert Bociaga [pisownię nazwiska bez polskich znaków stosuje także sam reporter - red.] miał zostać zatrzymany 11 marca przez żołnierzy Birmy. (...) Jego obecne miejsce pobytu i stan są nieznane", "Junta rozprawia się z dziennikarzami i agencjami informacyjnymi, aby ukryć swoje zbrodnie" - można było przeczytać na profilach w mediach społecznościowych, na których relacjonowane są zajścia w Mjanmie.
"Potwierdzone - polski fotoreporter Robert Bociaga pobity przez służby junty w Mjanmie, jego stan zdrowia jest określany jako ciężki/krytyczny. Miejsce przetrzymywania nieznane" - pisze z kolei dokumentalista i reporter, Michał Przedlacki.
CNN na razie nie komentuje sprawy. 10 marca na łamach portalu ukazał się reportaż z Mjanmy ze zdjęciami zatrzymanego fotografa.
Zwróciliśmy się do polskiego MSZ z pytaniem o sprawę. "Potwierdzamy, że MSZ otrzymał informację o zatrzymaniu w Mjanmie polskiego dziennikarza, którą potwierdził konsul RP w Bangkoku we współpracy z konsulem Niemiec w Mjanmie (na podstawie przepisów unijnych, Niemcy udzielają pomocy konsularnej niereprezentowanym obywatelom polskim w Mjanmie). Konsul podejmuje starania o nawiązanie pilnego kontaktu z zatrzymanym i uzyskanie informacji o jego stanie zdrowia i sytuacji prawnej, prowadzi także nieprzerwane działania mające na celu udzielenie pomocy polskiemu obywatelowi" - taką odpowiedź otrzymaliśmy z Biura Rzecznika Prasowego MSZ.
W Mjanmie mają się odbyć kolejne manifestacje przeciwko zamachowi stanu. W czwartek siły bezpieczeństwa zastrzeliły 12 demonstrantów. W sumie, od chwili przewrotu, czyli od 1 lutego, zginęło co najmniej 70 uczestników akcji protestacyjnych. Zatrzymano około 2000 osób.
Rzecznik junty Zaw Min Tun poinformował o zarzutach korupcyjnych wobec Aung San Suu Kyi. Wojskowi twierdzą, że laureatka Pokojowej Nagrody Nobla przyjęła 600 tysięcy dolarów i złoto o wartości 450 tysięcy funtów. Jej prawnik Khin Maung Zaw uznał to oskarżenie za przezabawny żart. Powiedział, że może ona mieć inne słabości, ale na pewno nie ma ich w dziedzinie zasad moralnych. Przy czym jest to kolejny zarzut wobec Aung San Suu Kyi. Wcześniej oskarżono ją między innymi o nielegalne sprowadzenie do kraju sześciu urządzeń typu walkie-talkie.
Ugrupowanie Aung San Suu Kyi wygrało listopadowe wybory. Tymczasem armia uzasadnia przejęcie władzy tym, że wyniki głosowania zostały sfałszowane. Według komisji wyborczej jednak nie doszło do nieprawidłowości. Junta twierdzi, że będzie sprawować władzę tylko przez pewien czas. Wojskowi zapowiedzieli, że zorganizują nowe wybory. Nie podali jednak terminu.