Do eksplozji doszło w środę 3 marca o godzinie 6:55, krótko po otwarciu punktu testowania na koronawirusa, który znajduje się w mieście Bovenkarspel w północnej części Holandii. W wyniku wybuchu wybite zostały okna w budynku. Eksplozja była silna, ale nikt nie został poszkodowany.
Funkcjonariusze wykluczyli już, by przyczyną był wybuch gazu. - Ktoś musiał podłożyć ładunek wybuchowy. Nie wiemy jeszcze dokładnie, co wybuchło, eksperci muszą najpierw zbadać sprawę. Na pewno jednak coś takiego nie mogło zdarzyć się przypadkowo - przekazał agencji Reuters rzecznik policji Menno Hartenberg.
Teren punktu testowania został otoczony policyjnym kordonem. Dochodzenie w sprawie prowadzi policja prowincji Holandia Północna. Na miejscu znaleziono "metalowe pudełko" o wymiarach 10 na 10 centymetrów, co według śledczych mogło być ładunkiem.
Do incydentu doszło kilkanaście dni przed wyborami parlamentarnymi, które opisywane są przez media jako forma egzaminu dla rządu w sprawie walki z epidemią koronawirusa. Konserwatywna Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji premiera Marka Ruttego w ostatnich sondażach zyskuje najwięcej głosów. Same wybory odbędą się natomiast 17 marca.
Środa 3 marca jest też pierwszym od kilku miesięcy dniem w Holandii, w którym nieco złagodzono obostrzenia. Pozwolono m.in. na otwarcie salonów fryzjerskich, które mogą przyjmować niewielką liczbę umówionych na konkretne godziny klientów.
Cały czas obowiązuje jednak zakaz nieuzasadnionego przemieszczania się w godzinach nocnych (od 21:00 do 4:30). Sąd w Hadze co prawda uznał, że jej wprowadzenie godziny policyjnej jest niezgodne z prawem, ale rząd zamierza odwołać się od orzeczenia. W kraju wzrasta też niezadowolenie z powodu lockdownu - przeciwnicy tego pomysłu manifestują swoje niezadowolenie na licznych protestach.