Dwa hiszpańskie statki "Elbeik" i "Karim Allah" od dwóch miesięcy pływały po Morzu Śródziemnym. Na ich pokładzie znajdowało się kolejno 1776 i prawie 900 sztuk bydła, które nie mogły być wypuszczone na ląd ani w Turcji, ani w Libii - które to kraje odmówiły przyjęcia transportów. Powodem było podejrzenie, że krowy cierpią na pryszczycę - chorobę o długim czasie wylęgania się (objawy mogą być widoczne po 60-80 dniach od zakażenia). W chwili załadunku zwierzęta nie były chore, jednak część z nich pochodzi z regionu, w którym odnotowano ognisko zakażenia tzw. chorobą niebieskiego języka.
Według przepisów nie należy przewozić bydła pochodzącego z miejsca, które znajduje się w odległości 150 km od ogniska choroby. Jak się okazuje, takiej gwarancji w dokumentach weterynaryjnych nie przedstawiono. W związku z tym Turcja, a później również Libia, nie zezwoliły na zawinięcie statków do ich portów. Po nieudanej transakcji z Libią firma eksportowa World Trade pozostawiła zwierzęta na morzu i "zniknęła" - czytamy w dzienniku "El Mundo". Zwierzęta nie są własnością firmy, więc eksporter nie ponosi za nie odpowiedzialności. Nadal trwają ustalenia, kto jest właścicielem krów.
Opieką nad bydłem początkowo zajęła się firma transportowa, która liczyła na możliwość otrzymania pieniędzy. Dzięki systemowi uzdatniania wody morskiej do picia zwierzętom nie brakowało, jednak zaczęło ubywać paszy. Zwierzęta głodowały przez wiele dni. Siano dla krów udało się załadować dopiero po jakimś czasie na Sycylii.
Dotychczas w transporcie statku "Karim Allah" zdechły 22 krowy. Ich ciała poćwiartowano i wrzucono do morza. Dopiero po dwóch miesiącach jednemu ze statków ("Elbeik") udało się zawinąć do portu na Cyprze. Drugi wrócił do portu w Kartaginie - zezwolono mu jednak tylko na wpłynięcie do zatoki, bez zgody na zacumowanie i rozładunek. Po inspekcji przeprowadzonej na pokładzie "Karim Allah" przez hiszpańskich lekarzy weterynarii, zapadła decyzja o wybiciu całego stada niemal 900 krów. W raporcie stwierdzono, że zwierzęta ucierpiały z powodu długiej podróży i ogólnie były w złym stanie.
Prawnik Miquel Masramón, który reprezentuje firmę zarządzającą statkami stwierdził w rozmowie z "The Guardian" że wszystko wskazuje na to, że w porcie trwają już przygotowania do zabicia bydła. "Nie mamy żadnych oficjalnych informacji, ale sądzimy, że wyrzucą zwierzęta, a następnie zabiją je pistoletami elektrycznymi" - przekazał prawnik.
Powiedział również, że próbki krwi pobrane od zwierząt w środę wieczorem przez Talia Shipping Line w celu zbadania, czy chorują na pryszczycę, zostały zablokowane w porcie przez władze hiszpańskie. Próbek nie przekazano do laboratorium i nie wiadomo, czy podejrzenia o ich chorobie były słuszne. Ministerstwo Rolnictwa zapewniło, że zwierzęta wypłynęły z Hiszpanii ze świadectwami zdrowia, które nie budziły zastrzeżeń. Organizacje pro-zwierzęce zauważają, że ta sytuacja jest kolejnym argumentem na to, by całkowicie zakazać przewożenia żywych zwierząt.