Jak podaje portal index.hu, mieszkańcy XI dzielnicy Budapesztu zmagają się z plagą dzików. Zdaniem myśliwego Zoltána Somogyi przybywają one do miasta z zalesionych obszarów górskich. Przydomowe ogrodzenie nie jest dla nich przeszkodą, a gdy szukają pożywienia, robią w ogródkach naprawdę duży bałagan.
"Nie zapominajmy, że wszystko to dzieje się w głębi lądu, gdzie życie ludzkie również może być zagrożone, ale zgodnie z ustawą o polowaniu na zwierzynę łowną, na osiedlach nie można polować. A przynajmniej nie bronią palną" - podkreślają myśliwi. Dlatego też postanowili poradzić sobie z plagą zwierząt w nieco inny sposób - przy pomocy łuku. "Łuk nie jest bronią palną, ale jego moc rywalizuje ze strzelbą" - piszą.
Gdy zwierzę pojawia się w ogrodzie, właściciel zgłasza to na policję, a ta powiadamia Pilisi Park Forest. Następnie kierownik lasu rozmawia z gminą, która wydaje zlecenie strażnikowi polowemu. Strażnik wraz z trzema pomocnikami czatuje w górach na odpowiednią okazję - czasem nawet tygodniami. Jak mówi Zoltán Somogyi, dziki to inteligentne zwierzęta. Wystarczy strzelić do kilku z nich, by przegonić stado.
Okazuje się, że w Budapeszcie jest także problem z lisami. Nie należy się jednak bać rozprzestrzeniania przez nie chorób, ponieważ zwierzęta są zaszczepione. Jak podaje portal, dziś lisy są już "codziennymi sąsiadami". Nocą zbiegają z gór i zamiast polować, żywią się karmami dla psów i kotów.