"Ostatni tydzień był zły dla wolności wypowiedzi w Polsce" - w taki sposób redakcja "The Washington Post" zaczęła artykuł na temat sytuacji w naszym kraju. Gazeta podkreśliła, że 10 lutego odbył się protest mediów przeciwko wprowadzeniu "nowego, uciążliwego" podatku od reklam. Tego samego dnia prokuratura postawiła zarzuty Marcie Lempart, liderce Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, który organizował "protesty przeciwko drakońskim restrykcjom dotyczącym aborcji". "A dzień wcześniej sędzia nakazał dwóm szanowanym badaczom Holokaustu przeprosić" - wyjaśniła redakcja. Chodzi o prof. Barbarę Engelking i prof. Jana Grabowskiego i ich pracę naukową "Dalej jest noc", która poświęcona jest współudziałowi Polaków w zagładzie Żydów. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj:
Gazeta podkreśliła, że powyższe zdarzenia to "produkty prawicowego, nacjonalistycznego ruchu, który przejął rządy w Polsce w 2015 roku i powoli kieruje kraj w stronę autorytaryzmu". "Prawo i Sprawiedliwość stara się pozbawić sądy ich niezależności, przejąć lub wyrzucić z rynku niezależne media i uciszyć krytyków skrajnie prawicowej polityki społecznej. Próbuje też zdławić wszelkie sugestie, że poszczególni Polacy byli współwinni Holokaustu, mimo istnienia na to licznych dowodów" - stwierdziła redakcja "The Washington Post".
Dalej dziennikarze zaznaczyli, że "kampania przeciwko pluralizmowi" przyspieszyła od czasu wygrania wyborów prezydenckich przez Andrzeja Dudę w zeszłym roku. Dodali, że po tym państwowy koncern Orlen przejął grupę medialną Polska Press. Podkreślili, że operację przeprowadzono "na wzór autorytarnego rządu Węgier, który poprzez taką sprzedaż uciszył krytyczne media".
"Prawo i Sprawiedliwość było lubiane przez prezydenta Donalda Trumpa, który odwiedził Warszawę i poparł nacjonalizm tej partii"- napisał "The Washington Post". Dziennik zaznaczył, że w zeszłym tygodniu rzecznik Departamentu Stanu w administracji Joe Bidena zwrócił uwagę na "ograniczającą przestrzeń dla społeczeństwa obywatelskiego w Polsce" i dodał, że są też "szersze obawy, w tym proponowany podatek od mediów". "Mamy nadzieję, że to początek znaczącej zmiany postawy USA wobec antydemokratycznej tendencji w Polsce" - zakończyła redakcja.
Przypomnijmy, zgodnie z założeniami propozycji ws. nowej daniny, wpływy ze składek od reklam w mediach mają trafić do Narodowego Funduszu Zdrowia, na fundusz wsparcia kultury, a także na ochronę zabytków. W poniedziałek premier Mateusz Morawiecki chęć wprowadzenia nowego podatku uzasadniał słowami: "Bo ktoś musi budować te drogi, ktoś musi dbać o żłobki, o szpitale, o płace dla pielęgniarek czy dla nauczycieli".
Stacje telewizyjne, radiowe, kina oraz firmy oferujące reklamę zewnętrzną musiałyby zapłacić 7,5 proc. podatku od przychodów reklamowych do 50 mln zł rocznie (po przekroczeniu tej bariery podatek wzrósłby do 10 proc.). W przypadku wydawców prasy byłoby to 2 proc. do 30 mln zł przychodów i 6 proc. powyżej tej kwoty. Jeśli reklamowane byłyby również np. słodkie napoje, podatek mógłby wzrosnąć w przypadku niektórych mediów do 15 proc.
Stawką 5 proc. podatku objęte byłyby firmy czerpiące przychody z reklam w sieci. Dotyczyłoby to tych podmiotów, które osiągnęły co najmniej 750 mln euro przychodów rocznie, w tym 5 mln euro w Polsce (mowa o tzw. cyfrowych gigantach).