Głos w sprawie wybuchu epidemii zabrała Światowa Organizacja Zdrowia - ostrzega przed zagrożeniem rozprzestrzenienia się wirusa eboli, który wywołuje ciężką chorobę zakaźną. Jej śmiertelność sięga nawet 90 proc. Niestety nie ma na nią skutecznej szczepionki.
Minister Zdrowia Gwinei ogłosił w kraju stan epidemii, kiedy w wyniku zarażenia wirusem eboli zmarły cztery osoby. Ognisko wykryto w mieście N’Zerekore. Jak podaje ministerstwo, wszystkie zakażone osoby brały udział w pogrzebie pielęgniarki, która zmarła na początku lutego po zarażeniu się wirusem.
Międzynarodowa organizacja "Lekarze bez granic" poinformowała, że wyśle do Gwinei zespoły medyków, które pomogą w walce z epidemią eboli. Wirusa wykryto również w Demokratycznej Republice Konga, potwierdzono go u czterech osób. Okazuje się, że zakażenia w Kongu nie są powiązane z tymi w Gwinei.
Do zarażenia wirusem eboli dochodzi poprzez bezpośredni kontaktu z płynami ustrojowymi zakażonych ludzi oraz zwierząt. W przeciwieństwie do koronawirusa nie roznosi się drogą kropelkową. Wirus eboli może przetrwać w organizmie nosiciela do roku i zostać przeniesiony drogą płciową. Dotychczas powstały dwie szczepionki na ebolę. Jedną z nich opracowano w Stanach Zjednoczonych i nazwano mAb114. Zastosowano ją w 2019 roku w Demokratycznej Republice Konga.
Największa epidemia wirusa eboli wybuchła w latach 2013-2016 w Afryce Zachodniej. W tym czasie w Gwinei, Liberii i Sierra Leone w wyniku zarażenia zmarło ponad 11 300 osób. Najwięcej epidemii eboli miało miejsce w Kongu, ostatnia zakończyła się w republice pod koniec ubiegłego roku. Zachorowało wówczas 130 osób, a 55 z nich zmarło.