Pod bezpośrednią lub pośrednią kontrolą węgierskiego rządu, jak wynika z szacunków analityków, jest dziś ok. 90 proc. środków masowego przekazu na Węgrzech. Niezależnie od poglądów, chyba każdy jest w stanie przyznać, że taki stan rzeczy nie jest w porządku.
Węgry od 2014 roku zaczęły spadać w Rankingu Wolności Prasy, który od 2002 roku jest przygotowywany przez organizację Reporterzy Bez Granic. W rankingu z 2020 roku kraj znalazł się na odległej, 89. pozycji - skala obejmuje łącznie 180 krajów. Zanim Viktor Orban "zabrał się za media", Węgry plasowały się w rankingu dość wysoko, między 12. a 25. miejscem, zaś w 2006 roku znalazły się na bardzo wysokiej 10. pozycji.
W Rankingu Wolności Prasy z 2020 roku pod adresem Węgier padły następujące, krytyczne słowa. "Rok 2019 był stosunkowo spokojny w węgierskich mediach, nie doszło do większych zmian w strukturze właścicielskiej. Prorządowa fundacja medialna, Środkowoeuropejska Fundacja Prasy i Mediów (w skrócie KESMA) dominuje w krajobrazie medialnym, a wypaczanie rynku reklam państwowych w mediach wciąż ma miejsce" - czytamy.
"Dostęp do informacji jest coraz trudniejszy dla niezależnych dziennikarzy. Zabrania się im swobodnego zadawania pytań politykom w parlamencie lub uczestniczenia w różnych wydarzeniach. Politycy rządowi nie udzielają wywiadów krytycznym dla rządu mediom. Działy prasowe instytucji publicznych zazwyczaj nie odpowiadają na pytania niezależnych mediów" - informują autorzy raportu.
"Rada ds. Mediów została ponownie wybrana w grudniu 2019 r. Tylko kandydaci rządzącej partii Fidesz zostali wybrani na nowych członków najpotężniejszego węgierskiego organu regulacyjnego ds. Mediów. Posłowie Fideszu zasiadający w doraźnej komisji parlamentarnej odrzucili wszystkich kandydatów partii opozycyjnych" - podkreślają Reporterzy bez Granic.
By uniknąć podobnej sytuacji w Polsce, warto zastanowić się, w jaki sposób na Węgrzech doszło do takiego stanu rzeczy. Viktor Orban przejmował media krok po kroku, małymi kroczkami, ostatecznie niszcząc pluralizm i wolność mediów w swoim kraju.
Pierwszym krokiem, zaledwie pół roku po wygranych wyborach w 2010 roku, było przyjęcie ustawy medialnej. W jej ramach powołano Narodowy Urząd ds. Mediów i Komunikacji, w skrócie NMHH, który m.in. odpowiada za przyznawanie częstotliwości nadawcom. Szefa NMHH powołuje prezydent na wniosek premiera. Ponadto powołano wtedy też Radę ds. Mediów, której kadencja trwa 9 lat i która jest najpotężniejszym organem, który reguluje rynek węgierskich mediów.
Parlament Europejski rok później wydał rezolucję w sprawie ustawy medialnej na Węgrzech, gdzie wezwał "władze Węgier do przywrócenia niezależnego zarządzania mediami i do uniemożliwienia państwu wpływania na wolność wypowiedzi i wyważone relacjonowanie wydarzeń w mediach".
Komisja Europejska z kolei zablokowała wtedy niektóre zakusy Orbana, takie jak chęć poddawania blogów internetowych kontroli, zmuszanie dziennikarzy do ujawniania swoich źródeł czy zakaz prowadzenia kampanii wyborczej w prywatnych mediach.
Sposób działania rządu Węgier w kwestii mediów od 11 lat jest taki sam: najpierw firmy powiązane z partią Viktora Orbana - Fideszem - kupują konkretne, zazwyczaj niezależne medium. Następnie, jeśli nie przystosuje się ono do wymagań partii, tytuł zostaje zamknięty, np. pod pretekstem utraty rentowności.
Viktor Orban marsz po węgierskie media rozpoczął w 2014 roku od przejęcia lokalnych mediów przez powiązanych z rządem Fideszu oligarchów.
Taki los w 2015 roku spotkał m.in. największy ówcześnie krytyczny wobec rządu portal Ortigo czy w 2016 roku ostatni niezależny węgierski dziennik "Nepszabadsag". Tytuł ten został odkupiony przez przyjaciela Orbana, a następnie zamknięty z rzekomych "powodów ekonomicznych". Węgrzy wyszli wtedy na ulicę w ramach protestu.
Podobny los spotkał większość węgierskich mediów, które zostały wykupione przez oligarchów powiązanych z rządem.
Można śmiało powiedzieć, że sukces w koncentracji mediów w swoich rękach Orban zawdzięcza pieniądzom. Osiągnął go, m.in. finansując lub odcinając finansowanie za pomocą sprzedaży, lub jej braku reklam państwowych spółek konkretnym, niepokornym tytułom. Kolejnym sposobem było rezygnowanie z prenumerat tych tytułów w państwowych instytucjach i spółkach czy nieprzedłużanie koncesji niezależnym mediom.
Na początku lutego br. sąd, rozpatrując apelację ostatniego niezależnego radia, Klubradio, na decyzję NMHH, zgodnie z którą nie otrzymało ono zgody na przedłużenie koncesji, decyzję tę podtrzymał. Koncesja obowiązuje tylko do 14 lutego. Szef Klubradia Andras Arato poinformował jednak, że od następnego poniedziałku radio wciąż będzie działało, tylko online.
Warto zwrócić uwagę na fakt, że w 2014 roku rząd Orbana wprowadził podatek od przychodów związanych z publikacją reklam. Jego podstawą był obrót netto uzyskany z tego tytułu w danym roku podatkowym i był zależny od wielkości obrotów danego medium (od 0 do 50 proc.). W 2016 roku KE uznała ten przepis za niezgodny z prawem UE, jednak w 2019 Sąd UE w Luksemburgu, do którego zwróciły się Węgry, uznał, że KE nie miała racji.
Jak podatek wprowadzony przez Orbana wpłynął na tamtejszy rynek medialny? Fidesz wtedy, podobnie jak dzisiaj robi polski rząd, przekonywał, że jest to podatek od cyfrowych gigantów. W rzeczywistości jednak zagraniczne firmy nie składały oświadczenia majątkowego, które było podstawą do wyliczania wysokości należności, więc podatek płaciły przede wszystkim opozycyjne, niezależne media. Sprawiło to, że w wielu przypadkach kondycja finansowa tych tytułów była coraz gorsza. W wielu przypadkach podatek przyczynił się w końcu do sprzedaży niezależnych mediów oligarchom powiązanym z Orbanem.
Premier Węgier w 2018 roku poszedł o krok dalej. Kilkaset tytułów prasowych, serwisów internetowych i stacji telewizyjnch - łącznie prawie 500 - znalazło się pod kontrolą powołanej w listopadzie 2018 roku przez rząd Fideszu Środkowoeuropejskiej Fundacji Prasy i Mediów (KESMA).
"Należy zorganizować bezpieczne działanie ogólnokrajowych oraz regionalnych podmiotów prasowych, stworzyć im stabilną podstawę i niezależność od zagranicznych ośrodków, by mogły reprezentować system wartości w duchu narodowo-chrześcijańskim" - tak brzmi fragment dokumentu założycielskiego fundacji.
Utworzenie fundacji KESMA zostało skrytykowane m.in. przez Europejską Federację Dziennikarzy i Europejskie Centrum Wolności Prasy i Mediów za zbyt bliskie związki z premierem Węgier Viktorem Orbanem.
Co ciekawe, pierwszy prezes zarządu tej organizacji - Istvan Varga - podał się do dymisji w 2019 po tym, jak wcześniej przyznał w jednym z wywiadów, że jakość dziennikarstwa w mediach prorządowych jest kiepskiej jakości i zdradził, że sam czyta media niezrzeszone.
Obecnie na jej czele stoi bliski premierowi Węgier, Gabor Liszkay.
Ocena działań Viktora Orbana nie jest dla niego korzystna. Np. w 2018 roku "New York Times" określił działania węgierskiego premiera następującymi słowami: "stworzył medialną machinę na wzór propagandy z czasów komunistycznych, która uniemożliwia wszelką krytykę czy uczciwe rozliczenie jego prawicowo-nacjonalistycznej rządów".
Z kolei Reporterzy Bez Granic w kwietniu ub.r. zaapelowali do UE, by podjęła pilne działania zapobiegające zniesieniu wolności prasy na Węgrzech. "Władza na Węgrzech arbitralnie decyduje o tym, jakie informacje są prawdziwe, a jakie fałszywe, a nowe prawo węgierskie grozi demontażem niezależnej przestrzeni medialnej i ustanowieniem surowego systemu cenzury pod pretekstem walki z pandemią" - brzmiał fragment stanowiska organizacji.
Za to Amerykańska Agencja na rzecz Światowych Mediów w 2020 roku zdecydowała, że finansowane przez Kongres USA Radio Wolna Europa po 27 latach nieobecności powróci na Węgry, gdzie będzie nadawało w internecie.
Krok, na który w środę zdecydowały się polskie media, słusznie przypomina decyzję ówczesnego największego niezależnego portalu na Węgrzech Index.hu, który 1 października 2018 roku wyłączył na pewien czas swoją stronę, by Węgrzy mogli zobaczyć, ile by stracili, gdyby go nie było. Ostatecznie zresztą tak też się stało. 22 lipca 2020 zwolniono redaktora naczelnego portalu Szabolcsa Dulla. W efekcie cała redakcja złożyła wypowiedzenia. Pod koniec września byli dziennikarze Indexu ruszyli z finansowanym crowdfundingowo niezależnym portalem informacyjnym Telex.
Czemu tak się stało? Oczywiście przez Viktora Orbana. Dull sprzeciwiał się działaniom nowego prezesa spółki, która wydawała portal, Laszlo Bodolaia. Na krótko przed wybuchem pandemii, w marcu 2020 roku, połowę udziałów w spółce Indamedia, która ma wyłączność na sprzedaż reklam w portalu, przejął Miklos Vaszily - oligarcha związany z Viktorem Orbanem.