Od stu do stu pięćdziesięciu osób mogło zginąć w wyniku powodzi w północnej części Indii. Dotychczas tamtejsza policja potwierdziła śmierć trzech osób. Sto pięćdziesiąt innych uznano za zaginione. Do powodzi doszło po oderwaniu się części lodowca w Himalajach w regionie Uttarakhand. Na skutek tego gwałtownie wzrósł poziom rzeki, do której spływają wody lodowca. Została uszkodzona elektrownia wodna. Wcześniej władze wydały ostrzeżenia przed powodzią, a mieszkańcy zostali wezwani do ewakuacji.
Wezbrana rzeka niosła kamienie i wszystkie przedmioty, które napotkała na swojej drodze. Zniszczyła zaporę i elektrownię wodną. Wśród zaginionych jest wielu pracowników elektrowni. - Wszystko działo się bardzo szybko, nie było czasu, żeby kogokolwiek ostrzec - przekazał Reutersowi telefonicznie Sanjay Singh Rana, który mieszka w górnym biegu rzeki w wiosce Raini. - Czułem, że nawet my zostaniemy porwani przez wodę - dodał.
Na filmach świadków widać, jak woda zabiera wszystko, co stanęło na jej drodze.
Region Uttarakhand jest podatny na gwałtowne powodzie i osunięcia ziemi, a ostatnie katastrofy przyczyniły się do nawoływania władz do przeglądu projektów energetycznych w górach.W 2013 roku obfite deszcze monsunowe w Uttarakhand spowodowały niszczycielskie powodzie, które pochłonęły blisko 6000 ofiar. Tamto wydarzenie zostało nazwane "himalajskim tsunami".
"Indie stoją po stronie Uttarakhand, a naród modli się tam o bezpieczeństwo wszystkich” - napisał premier Narendra Modi na Twitterze.