W Moskwie policja otoczyła ulice i place w centrum miasta. Zamknięto cześć stacji metra, sklepy i restauracje. Funkcjonariusze rozpędzają każdą większą grupkę ludzi. Osoby, które mają plakaty z hasłami politycznymi lub wznoszą okrzyki, są zatrzymywani.
Uczestnicy protestów skandują: "Putin złodziej" i domagają się uwolnienia Aleksieja Nawalnego. Wśród zatrzymanych był między innymi znany publicysta i obrońca praw człowieka Nikołaj Swanidze, którego po kilkudziesięciu minutach wypuszczono na wolność.
Rosyjskie media niezależne podkreślają, że od dwóch tygodni w całym kraju organy ścigania prowadzą akcję prewencyjną. Do aresztów domowych trafili najbliżsi współpracownicy Aleksieja Nawalnego, a policja i prokuratura ostrzegają opozycjonistów przed odpowiedzialnością karną za udział w nielegalnych demonstracjach.
Od rana protestują też syberyjskie i dalekowschodnie regiony Rosji. W każdym miejscu policja próbuje nie dopuścić do zgromadzenia i zatrzymuje demonstrantów. Tylko w pierwszych godzinach protestów funkcjonariusze zatrzymali kilkaset osób.
Według portalu OVD-Info najwięcej osób trafiło do policyjnego aresztu we Władywostoku. Tam policja zatrzymała 96 osób. 44 osoby zatrzymano w Krasnojarsku, 23 w Nowokuźniecku i 22 w Nowosybirsku. Demonstranci wyszli również na ulice Chabarowska, Irkucka, Jakucka, Tomska i jeszcze ponad dwudziestu innych miast Rosji.
W Chabarowsku na ulice wyszło kilkadziesiąt osób. Lokalne media podały, że policja zatrzymała kilku dziennikarzy obserwujących przebieg protestu. We Władywostoku funkcjonariusze zatrzymali w pierwszej fazie demonstracji kilkadziesiąt osób. "Wyciągają ludzi z tłumu. Już trzy autobusy są pełne zatrzymanych" - napisał miejscowy portal informacyjny.
Demonstranci żądają uwolnienia lidera opozycji, który od 17 stycznia jest przetrzymywany w areszcie.