W 2021 roku Outriders* przeprowadzi 12 wywiadów z Białorusinami, którzy nieustannie walczą o wolność. Chcemy, by te 12 rozmów pomogło zbudować portret wydarzeń, które mają miejsce od lata 2020 roku, a jednocześnie pokazało różnych ludzi i ich historie. Cykl jest kolejną odsłoną wspólnego projektu Outriders i Gazeta.pl "Białoruskie domino". Więcej o projekcie przeczytasz TUTAJ>>
Rozmowy będą się ukazywać w każdą ostatnią sobotę miesiąca na portalu Gazeta.pl.
Protesty na Białorusi trwają od 9 sierpnia 2020 roku. Tak naprawdę wszystko zaczęło się jeszcze w maju, na początku kampanii wyborczej. Wtedy milicja ścigała już znane wśród Białorusinów osoby, myślące inaczej niż nakazuje ideologia państwowa. Większość z tych ludzi do tej pory przebywa w więzieniach.
Wśród zatrzymanych jest Ihar Łosik, popularny białoruski bloger. Został oskarżony o „organizowanie i przygotowywanie działań rażąco naruszających porządek publiczny” (art. 342 pkt. 1 Kodeksu karnego Białorusi). Po wygaśnięciu okresu zatrzymania na mocy tego artykułu, dodano mu kolejne oskarżenie – „udział w masowych zamieszkach” (art. 293 pkt. 2 Kk).
Dziennikarka Outriders rozmawiała z Darią Łosik, jego żoną.
Daria Łosik: To konsultant Radia Wolność na Białorusi. Obecnie jest więźniem politycznym, został zatrzymany 25 czerwca, czyli półtora miesiąca przed wyborami prezydenckimi. Znajduje się w zamknięciu już od siedmiu miesięcy, a od ponad 40 dni prowadzi strajk głodowy, by zaprotestować przeciwko przedłużeniu swojego aresztu.
Ktoś chyba postanowił, że jego opinia za bardzo się różni od opinii władz białoruskich. Ihar nigdy nie nawoływał do protestów. Nawet nie brał w nich udziału ani ich nie organizował. Mogę stwierdzić, że został zatrzymany za opinię, którą publikował w swoim kanale w Telegramie „Biełaruś Gołownogo Mozga” (335 tysięcy subskrybentów).
25 czerwca 2020 roku. Od tego czasu nie mogłam go zobaczyć. Piszemy listy lub przekazujemy informacje przez adwokata.
Utrzymujemy stały kontakt listowny. Latem nie było to jednak możliwe, Iharowi nie dostarczano ani listów, ani gazet. Problem z wymianą korespondencji powtórzył się przed świętami. W więzieniu powiedziano mi, że grudzień to trochę napięty miesiąc, m.in. dla cenzora. Dużo ludzi składa życzenia, przychodzi wiele listów i dlatego były opóźnienia.
Staramy się rozmawiać o domu, życiu codziennym. Ihar może mówić, jakie uczucia budzą w nim bieżące wydarzenia, ale tylko ogólnikowo. Nie precyzuje, jakie osoby czy sytuacje ma na myśli. Gdybym szczegółowo opisała, jak się teraz sprawy mają na Białorusi, list zostałby zniszczony. Takich szczegółów cenzura nie przepuści.
Ma kontakt z adwokatem, który wprowadza go w sytuację. Subskrybuje też prasę, ale niestety na Białorusi zostało niewiele normalnych gazet. Zazwyczaj są to pisma prołukaszenkowskie lub rozrywkowe. Dlatego rozmawia o aktualnych wydarzeniach z adwokatem, a potem dostaje te prorządowe gazety. Czasem prosi, żebym zaprenumerowała mu „Biełaruś Siegodnia” (państwowa gazeta, kiedyś nazywana „Sowietskaja Biełorussia”), by miał się przynajmniej z czego pośmiać. W celi ma także telewizor. Dużo czyta. Zaczął nawet malować. Nie wiedziałam, że tak potrafi. Ludzie piszą do niego dużo listów, na wszystkie odpowiada. Dziennie dostaje od 60 do 100 listów. Mówi o tym, co będziemy robić dalej, planuje przyszłość.
W piątek (22 stycznia) był u niego adwokat. Po spotkaniu powiedział, że mój mąż bardzo schudł, co widać po jego twarzy, ma cienie pod oczami, skacze mu ciśnienie. Potrafi spaść do 90, by potem nagle skoczyć do 140. Ihar ma też szumy w uszach i zawroty głowy. Pije wodę i bierze normogidron, lek, który uzupełnia zapasy wody i soli w organizmie. Wiem, że pije również herbatę z cukrem.
Myślę, że dużo już osiągnął. Usłyszało o nim wiele osób nie tylko na Białorusi, lecz także za granicą. Oczywiście nie chcę, by skończyło się to w szpitalu. Dlatego zawsze mówię, że mój mąż wymaga zmiany środka zapobiegawczego, dzięki czemu znalazłby się pod normalną obserwacją medyczną. W więzieniu nie otrzyma odpowiedniej opieki.
Mam nadzieję, że on też nie będzie jej prowadził do końca i przemyśli to, co robi. Minęło już sporo czasu; wiem, że mąż nie chce przysporzyć bólu swoim bliskim, czyli mnie i swojej córce, na którą tak czekał i którą tak bardzo kocha. Rodzice Ihara też bardzo to przeżywają. Matka cały czas boi się o jego zdrowie. Dzisiaj się z nimi widziałam, byli bardzo zdenerwowani, chociaż na początku dobrze się trzymali.
Oczywiście, Swiatłana Cichanouska ostatnio przemawiała podczas nieformalnego spotkania Rady Bezpieczeństwa ONZ i wielokrotnie wspominała o Iharze. Wcześniej miałyśmy też stream. Mówiła, że na każdym spotkaniu w każdym kraju będzie opowiadać nie o liczbach, ale o ludziach, w tym o Iharze Łosiku, za co jestem Swiatłanie wdzięczna.
Tak, trzymamy się razem, ale głównie przez sieci społecznościowe. Czasem wystarczy po prostu kilka banalnych i prostych słów wsparcia. Niektórzy, jak ja, po raz pierwszy tego doświadczyli. Dlatego dużo o tym rozmawiamy. Wcześniej prawie nic nie wiedziałam o więźniach politycznych. Najbardziej potrzebuję pomocy w opiece nad dzieckiem. Zazwyczaj wyręczają mnie moi rodzice albo rodzice męża. Pozostałe rzeczy staram się ogarniać sama.
Tak, jedna dziewczyna napisała do mnie osobiście. Odpowiedziałam jej, żeby tego nie robiła. Ihar jest dorosłą osobą, bierze odpowiedzialność za swoje działania. Zarówno on, jak i ja nie chcemy, by ktoś cierpiał i ryzykował swoje zdrowie. Planująca strajk dziewczyna powiedziała, że będzie nadal pisała do Ihara z prośbą, by przerwał głodówkę. Dla mnie to są ważne listy. Im więcej ich przyjdzie, tym łatwiej będzie go przekonać.
To bardzo wpływa na mój tryb życia, bo dwa razy w tygodniu trzeba jeździć z Baranowicz do Żodzina. Mniej widzę się z córką, która od poniedziałku do soboty spędza czas głównie z dziadkami. Kiedy dało się jeszcze przekazywać jedzenie, Ihar mógł mnie o coś poprosić. Szłam do sklepu, kupowałam to, co można przekazać więźniowi. Kroiłam, wkładałam do siatek i pisałam podanie. Potem jechałam do niego i czekałam na adwokata, żeby dowiedzieć się czegoś o moim mężu. I wracałam do domu. Tak mijają moje tygodnie. Jestem na urlopie macierzyńskim, więc nie chodzę do pracy. Nie mam czasu na odpoczynek czy reset. Moje myśli skupiają się tylko na jednym. Próbowałam odpocząć, ale nie udaje mi się całkowicie przełączyć na coś przyjemnego. Nie mogę. Czasem ktoś mnie prosi o wywiad. Weekendy spędzam z córką. Czasu jest bardzo mało, a ona bardzo tęskni.
Tęskni za nim. Ona nie rozumie, że tata jest w więzieniu, ale nie uważam, żeby trzeba jej było teraz to wyjaśniać. Ma dopiero dwa lata. Mówię jej, że ojciec wyjechał. Ona ma mały samolot, pokazuje na niego i mówi, że tatuś poleciał samolotem. Lubi oglądać jego zdjęcia. Prawie co wieczór prosi, bym dała jej telefon ze zdjęciami ojca. Stawia aparat na kanapie, przynosi zabawkowe naczynia i zaczyna karmić tatę albo wysyłać mu pocałunki.
Póki mój mąż jest w więzieniu, nie mam zamiaru opuszczać Białorusi. Oczywiście, trudno mówić w tym kraju o bezpieczeństwie, bo nikt go tutaj nie czuje. Nie myślę o sobie, tylko o Iharze i córce. Nie zauważyłam, żeby ktoś mnie śledził, podsłuchiwał moje wiadomości czy telefony.
Nie wiem i nie mogę przewidzieć, jak to wszystko się zakończy. Ale te wyroki i kary do niczego dobrego nie doprowadzą. Wszystko na świecie ma swój koniec, również cierpienie. Dlatego nie uważam, że tak będzie zawsze. Musimy szukać kompromisów i rozmawiać z ludźmi. Nie za pomocą pałek i aresztów, lecz normalnym językiem. Nie sądzę, że to się uda, ale tak byłoby najlepiej.
***
Dzień po wywiadzie z Darią Ihar przerwał strajk głodowy. W liście, który skierował do Białorusinów, napisał:
"Czemu to zrobiłem? Na własne życzenie. Nie przyjmowałem jedzenia przez ponad 40 dni i czuję w sobie siły i możliwości, aby jeszcze w tym wytrwać. Ale wstrząsnęła mną niesamowita fala solidarności. A także prośby tysięcy Białorusinów, bym to przerwał i zaczekał na nasze wspólne zwycięstwo.
Wiem, że inni ludzie również zaczęli głodówkę. Nie mogę wziąć na siebie tak dużej odpowiedzialności, nie chcę, aby inni cierpieli za mój świadomy wybór. Czytając w listach prośby, zdałem sobie sprawę, że po prostu nie mogę dawać powodów do zmartwień i niepokoju mojej rodzinie i wam wszystkim.
Nigdy nie miałem ochoty się wyróżniać, nie chciałem być osobą publiczną. Chciałem po prostu spokojnie żyć i wychowywać moją córkę. Ale zostałem zmuszony do podjęcia tego ekstremalnego działania.
[…] Po zimie musi nadejść wiosna, świt przychodzi po nocy. Jeszcze nikomu nie udało się odwrócić ani zatrzymać procesów historycznych żadnymi dekretami, aresztowaniami czy rozstrzelaniami.
Wszystkim bardzo dziękuję za wsparcie, czekam na dobre wieści.
PS Wielu pisało, że niczego nie osiągnę. Tak nie jest. Tym działaniem zwróciłem uwagę nie tylko na moją sprawę, lecz także na sytuację więźniów politycznych w naszym kraju. Teraz wszyscy mówią o nas głośno i we wszystkich możliwych miejscach domagają się uwolnienia niewinnie aresztowanych i skazanych. To sporo. Mam nadzieję, że wraz z zakończeniem mojej głodówki temat więźniów politycznych nie zniknie z dyskusji publicznej. Jeszcze raz wszystkim dziękuję za wsparcie i solidarność."
*Outride.rs to serwis poświęcony sprawom międzynarodowym, ale skupiony bardziej na zagadnieniach społecznych niż politycznych. Działa jako spółka not-for-profit. Twórcy zebrali pieniądze na start w serwisie crowdfundingowym Wspieram.to (w sumie 83 tys. zł). Zespół Outriders otrzymał w 2017 roku Grand Press Digital za innowacyjne podejście w wykorzystywaniu nowoczesnych technologii w pracy dziennikarskiej.