W Rosji policja zatrzymuje osoby biorące udział w akcji solidarności z Aleksiejem Nawalnym. Protesty mają się odbywać w ponad 60 miastach. Od czterech dni rosyjskie organy ścigania prowadzą działania prewencyjne. Zatrzymano najbliższych współpracowników Aleksieja Nawalnego, a kilkudziesięciu innym wręczono pisemne ostrzeżenia. - Nie odejdziemy! - wykrzykują demonstranci z Irkucka. Funkcjonariusze brutalnie traktują zatrzymanych, co widać na filmach zamieszczonych w mediach społecznościowych przez świadków wydarzeń.
Pierwsze demonstracje zorganizowano na Syberii i rosyjskim Dalekim Wschodzie. Według rosyjskich niezależnych mediów policja zatrzymała łącznie około 125 osób. Najwięcej - bo 23 - we Władywostoku i Komsomolsku nad Amurem, po 13 w Jakucku i Jużno-Sachalińsku, 12 w Chabarowsku i 11 - w Błagowieszczańsku. Do policyjnych aresztów trafili zwolennicy Aleksieja Nawalnego jeszcze w 16 innych miastach. Lokalne władze i prokuratura ostrzegają przed odpowiedzialnością karną za udział w nielegalnych zgromadzeniach.
W jednym z rosyjskich miast zablokowali ulicę ustawiając autobus miejski w poprzek trasy.
Uczestnicy protestów żądają uwolnienia opozycjonisty, który przebywa w areszcie. Aleksiej Nawalny został zatrzymany zaraz po powrocie do Rosji. Wcześniej leczył się w Niemczech po zamachu na jego życie.
W Irkucku kilkaset osób, głównie młodzi ludzie, skandowali w centrum miasta hasło "my jesteśmy władzą". Podobne demonstracje zorganizowano między innymi w Kemerowie, Krasnojarsku, Nowokuźniecku, Nowosybirsku i Tomsku. Poparcie dla demonstrantów wyraziły organizacje broniące praw człowieka, a także znani artyści, pisarze i niezależni dziennikarze. Od czterech dni policja i prokuratura apelują, aby zwolennicy Aleksieja Nawalnego nie wychodzili na ulice i przypominają o odpowiedzialności karnej za organizowanie nielegalnych zgromadzeń. Specjalne ostrzeżenie od rosyjskiego MSZ dostali amerykańscy dyplomaci.