"[Były - red.] Prezydent napisał bardzo życzliwy list" - powiedział Biden podczas briefingu prasowego w Gabinecie Owalnym. "Ponieważ to kwestia prywatna, nie będę o tym mówić, dopóki nie porozmawiam z nim" - zastrzegł nowy prezydent Stanów Zjednoczonych.
W rozmowie z CNN starszy doradca Trumpa opisał list do Bidena jako "osobistą notatkę". Były gospodarz Białego Domu miał wyrazić w niej nadzieję, że nowa administracja "dobrze zaopiekuje się krajem", o którego sukces się modli. Niewiele osób z otoczenia Trumpa miało poznać jego treść.
W swoim pożegnalnym przemówieniu w środę Trump nie wymienił nazwiska Bidena - stwierdził jedynie, że życzy nowej administracji "wielkiego szczęścia i wielkich sukcesów".
Były wiceprezydent Mike Pence, który w przeciwieństwie do dawnego przełożonego pojawił się w środę w Waszyngtonie, również przygotował list dla swojej następczyni - Kamali Harris.
"Nowoczesną tradycją jest, że ustępujący prezydenci pisali listy do swoich następców i zostawiali je im w Gabinecie Owalnym [...]. Chociaż może się to wydawać zaskakujące, Trump podtrzymał tę tradycję, mimo że zignorował każdy inny element pokojowego przekazania władzy. Ma to jednak związek z tym, jak entuzjastycznie on sam zareagował z powodu listu, który otrzymał od prezydenta Baracka Obamy" - czytamy na portalu telewizji CNN.
Trump miał być tak przejęty listem Obamy, że próbował do niego zadzwonić, gdy tylko przeczytał go w dniu inauguracji w 2017 roku. Ostatecznie udało się to jednemu z jego współpracowników, który podziękował byłemu prezydentowi.
"Był obszerny, złożony i przemyślany. Napisanie go musiało zająć dużo czasu. Doceniam to" - stwierdził tydzień później Trump w wywiadzie dla telewizji ABC News.