Głosowanie nad rozpoczęciem procedury impeachmentu prezydenta miało miejsce w środę. 232 członków Izby Reprezentantów głosowało "za", a 197 "przeciw". W tej pierwszej grupie znalazło się też dziesięciu republikanów, co było rzadkim i wymownym wyłomem w podziałach partyjnych.
Tym samym Trump dostąpił wątpliwego zaszczytu bycia pierwszym w historii prezydentem USA, wobec którego wszczęto impeachment dwukrotnie. Oskarżono go o wzniecenie przemocy wobec władz USA, czyli istotne przyczynienie się swoimi słowami i czynami do ataku na Kapitol 6 stycznia.
Jest już właściwie pewne, że prezydent nie zostanie usunięty z urzędu przed upływem kadencji. Mogący to zrobić wiceprezydent Mike Pence, odmówił użycia 25 poprawki do konstytucji, czyli uznania Trumpa za niezdolnego do wykonywania swoich obowiązków. Procedura impeachmentu wszczęta przez Izbę Reprezentantów musi natomiast zakończyć się w Senacie. Tam większość mają republikanie, których lider Mitch McConnell zadeklarował natomiast, że nie będzie zwoływał nadzwyczajnej sesji izby wyższej. Senat ma przerwę w obradach do 20 stycznia, czyli dnia inauguracji Joe Bidena.
Jak już pisaliśmy wcześniej, precedens wskazuje na możliwość kontynuowania procedury impeachmentu nawet po tym, jak osoba oskarżone odejdzie z zajmowanego stanowiska. I wbrew pozorom ma to sens. Chodzi bowiem o to, że po uznaniu Trumpa winnym, Senat może łatwo przegłosować zwykłą większością głosów, karę w postaci dożywotniego pobawienia prawa do obejmowania jakichkolwiek stanowisk we władzach USA. Czyli w praktyce uniemożliwić mu startowanie w wyborach prezydenckich w 2024 roku, co Trump ma poważnie rozważać.
Takie rozwiązanie jest bardzo pożądane nie tylko przez demokratów, ale co najważniejsze przez wielu umiarkowanych republikanów. Ci ostatni już od poprzedniej kampanii wyborczej w 2016 roku, poważnie obawiają się wpływu Trumpa na ich partię i na jej przyszłość. W ich ocenie, ma on destruktywny i radykalizujący charakter, niebezpieczny nie tylko dla Partii Republikańskiej, ale też USA. Problem w tym, że wielu wyborców republikańskich się z tym nie zgadza i popiera prezydenta mimo wszystko. Sytuacja dla umiarkowanych republikanów jest więc trudna, bo z jednej strony chcieliby pozbyć się Trumpa, ale z drugiej strony nie stracić rzesz jego wyborców.
Drugi impeachment może być świetną okazją na rozwiązanie tego problemu. Według "New York Times" McConnell, który przez cztery minione lata twardo stał za Trumpem i wspierał go w prawie wszystkim, teraz prywatnie ma być skłonny zagłosować za impeachmentem. W wewnętrznym liście skierowanym do senatorów stwierdził, że nie podjął jeszcze decyzji, ale co istotne, nie zadeklarował swojego sprzeciwu. Jego postawa może się okazać kluczowa, ponieważ od lat jest szefem republikanów w Senacie i ma dużą nieformalną władzę.
Na razie tylko dwoje republikańskich senatorów otwarcie zadeklarowało swoje poparcie dla impeachmentu. Uwzględniając nowy skład Senatu, który zacznie obradować po 20 stycznia, demokraci będą potrzebować poparcia łącznie 17 z 50 republikanów. To bardzo dużo, biorąc pod uwagę, że zazwyczaj głosowania przebiegają po linii podziałów partyjnych i wyłamywanie się kogokolwiek jest bardzo rzadkie. Jednak jeśli McConnell rzeczywiście zdecyduje się poprzeć impeachment, to jego wpływy mogą się okazać kluczowe w przekonaniu odpowiedniej liczby republikańskich senatorów. Jeden z anonimowych rozmówców "NYT", związany z senackimi republikanami, miał powiedzieć, że jeśli McConnell zdecyduje zagłosować za impeachmentem to Trump "będzie skończony".
Nie należy się jednak spodziewać, że cały proces przebiegnie ekspresowo po inauguracji Bidena. Prezydent-elekt publicznie w środę wieczorem wyraził nadzieję, że Senat będzie w stanie w najbliższych tygodniach procedować normalnie, niezależnie od impeachmentu. Jest to dla niego istotne, ponieważ po zaprzysiężeniu musi uzyskać potwierdzenia Kongresu dla swojego gabinetu i zacząć szybko realizować swoje zapowiedzi wyborcze. Proces Trumpa może więc zająć miesiące. Na dodatek można się spodziewać, że ex-prezydent będzie próbował się bronić i sprawa skończy w Sądzie Najwyższym. W końcu to wydarzenie bez precedensu w historii USA.