W sobotę indonezyjski Boeing 737-500 spadł do morza wkrótce po starcie ze stolicy kraju, Dżakarty. Na pokładzie maszyny było 50 pasażerów i 12 członków załogi. Wśród pasażerów były troje niemowląt i siedmioro starszych dzieci. Maszyna leciała do Pontianak na wyspie Borneo. Samolot miał 27 lat, ale był w dobrym stanie technicznym.
Śledczy poinformowali o znalezieniu części ciał u wybrzeży Dżakarty. - Dzisiejszego ranka otrzymaliśmy dwie torby, jedną z rzeczami pasażerów, a drugą z częściami ciał - powiedział w wywiadzie dla Metro TV rzecznik policji w Dżakarcie Yusri Yunus. Zlokalizowano też oba rejestratory lotu.
Dotychczasowe poszukiwania nie dają nadziei na to, że ktokolwiek przeżył katastrofę. Żadna z ofiar nie została jeszcze zidentyfikowana. Rodziny pasażerów wciąż oczekują na informacje o losie swoich najbliższych.
Maszynę pilotował 54-letni kapitan Afwan zamieszkały w mieście Bogor w zachodniej Jawie. Jak opisują jego bliscy, w dniu katastrofy wyszedł z domu w niewyprasowanej koszuli, choć zwykle starał się wyglądać schludnie. Opuszczając dom, przeprosił troje swoich dzieci za to, że ponownie musi je opuścić.
Afwan najpierw był pilotem wojskowym, by w 1987 r. zacząć pracę w lotnictwie komercyjnym.
Jego rodzina i przyjaciele twierdzą, że był oddanym muzułmaninem i często pomagał sąsiadom oraz współpracownikom. Jego zdjęcie profilowe w mediach społecznościowych przedstawia modlącego się Supermana i napis "Nie ma znaczenia, jak wysoko latasz - nigdy nie dotrzesz do nieba, jeśli się nie pomodlisz".
- Był bardzo dobrym człowiekiem i często udzielał rad. Był wybitną postacią w swoim sąsiedztwie, znaną ze dobroci. Jestem zdruzgotany i nie mogę uwierzyć, że to się dzieje. Proszę, módlcie się za wuja i naszą rodzinę - powiedział Ferza Mahardhika, siostrzeniec Afwana.
W rozmowie z BBC Indonesia Afrida wyraziła nadzieję, że jej 29-letni syn Angga Fernanda Afrion, który leciał był na pokładzie Boeinga, wciąż żyje.
- Członkowie rodziny, którzy przebywają obecnie w Dżakarcie, poszukują informacji. Ja też chcę tam pojechać, ale jest to utrudnione z powodu pandemii - powiedziała Afrida, która mieszka na Zachodniej Sumatrze.
Zaledwie tydzień temu Angga - z zawodu marynarz - po raz pierwszy został ojcem. Afrida przyznała, że nowa rola "zmotywowała go do cięższej pracy, tak by zapewnić synowi to, co najlepsze".
Mężczyzna zadzwonił do matki w piątek, by poinformować, że musi lecieć do Pontianak, ponieważ "jego statek został uszkodzony, a szef powiedział mu, że musi przyjechać".
Dodała, że jej syn był człowiekiem o "silnej osobowości", choć bardzo "posłusznym". Był uprzejmą osobą i potrafił dobrze dogadywać się z każdym" - powiedziała.
"Jeśli nie ma go już z nami, chcę zabrać jego ciało do domu i prawidłowo pochować" - wyjawiła, trzymając oprawione zdjęcie Anggi ubranego w mundur.
W samolocie znaleźli się też nowożeńcy - Ihsan Adhlan Hakim i Putri Wahyuni. Młodszy brat Ihsana, Arwin Amru Hakim, powiedział portalowi Kompas, że jego brat zadzwonił z lotniska w Dżakarcie, by powiadomić rodzinę, że lot został opóźniony z powodu złej pogody.
Para podróżowała do Kalimantan, gdzie w następną sobotę miało odbyć się przyjęcie weselne dla dalszej rodziny Ihsana.
"Yusrilanita zemdlała, gdy usłyszała wiadomość o tym, że na pokładzie lotu Sriwijaya Air SJ182 była jej córka Indah Halima Putri, zięć Muhammad Rizky Wahyudi i ich dziecko" - czytamy na portalu telewizji BBC.
Wcześniej Indah wróciła do rodzinnego domu na Jawie, aby urodzić, a w sobotę wracała z mężem do domu w Pontianak.
Według indonezyjskich mediów nim rozpoczął się lot do Pontianak, Indah wysłała za pomocą komunikatora internetowego zdjęcie skrzydła samolotu. Wspomniała też o ulewnym deszczu i poprosiła rodzinę o modlitwę.