Portal społecznościowy Twitter na stałe zablokował konto prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Jako powód podano "ryzyko dalszego podżegania do przemocy".
Wcześniej, po zamieszkach, do których doszło na Kapitolu, Twitter zablokował konto Donalda Trumpa czasowo, ostrzegając, że kolejne naruszenia zasad portalu na prezydenckim koncie, będą skutkowały jego bezterminowym zawieszeniem.
Jak opisuje CNN, dwa wpisy Trumpa z piątku okazały się jego ostatnimi. Według serwisu ich treść "gloryfikowała przemoc", kiedy spojrzy się na nie "w szerszym kontekście wydarzeń w kraju i sposobów, na jakie wypowiedzi prezydenta mobilizują różnych odbiorców, w tym nawołują do przemocy, a także w kontekście zachowania na tym koncie w ostatnich tygodniach". Zawieszono także konto jego kampanii wyborczej - @TeamTrump. Cały czas działają oficjalne konta Białego Domu i prezydentury, jednak te rzadziej były używane.
W pierwszym wpisie Trump napisał o "75 milionach wspaniałych amerykańskich patriotów", którzy na niego zagłosowali (to zaokrąglona liczba, Trump zdobył 74,2 mln głosów). Napisał, że będą oni mieli "ogromny głos" przez długi czas w przyszłości i "w żaden sposób nie będą znieważani lub traktowani nie fair". W drugim wpisie poinformował (bez wspominania Joe Bidena z nazwiska), że nie pojawi się na inauguracji prezydenta 20 stycznia. Będzie to pierwszy taki przypadek od 152 lat.
Twitter był jednym z symboli prezydentury Trumpa. On sam podkreślał jego znaczenie w komunikowaniu się z wyborcami z pominięciem mediów. Prowadził za jego pomocą kampanię wyborczą, politykę wewnętrzną i zagraniczną. Obserwowało go - w ostatnim momencie przed zawieszeniem - 88 milionów użytkowników.
Trump zachęcał tam swoich zwolenników, atakował przeciwników politycznych i wrogów, kłamał z ogromną częstotliwością. W tygodniach od przegranych wyborów prezydenckich podważał ich wynik, rozsiewał kłamstwa i teorie spiskowe, ganił Republikanów, którzy nie chcieli wesprzeć go w próbach zmiany rezultatu wyborów.
CNN opisuje, że konto na Twitterze było jego "specjalną mocą", a dla reszty z nas - oknem do umysłu prezydenta. "Teraz będzie o wiele trudniej pragnącemu uwagi prezydentowi wepchnąć się w debatę publiczną" - ocenił dziennikarz stacji.
Zablokowane konto to jedna z pierwszych poważnych konsekwencji szturmu zwolenników Trumpa na Kapitol - ale prawdopodobnie nie ostatnia. Demokraci domagają się odsunięcia prezydenta Trumpa z urzędu. Obwiniają go o wzniecenie zamieszek w Waszyngtonie. Sam prezydent tymczasem dopiero teraz po raz pierwszy przyznał, że przegrał wybory i obiecał “uporządkowane” przekazanie władzy.
Przewodnicząca Izby Reprezentantów, demokratka Nancy Pelosi oświadczyła, że jeśli rząd nie będzie chciał rozpocząć procedury odwołania prezydenta na podstawie 25 poprawki do konstytucji (pozwala ona, by wiceprezydent i większość gabinetu stwierdzili, że prezydent jest niezdolny do dalszego sprawowania władzy), to demokraci rozpoczną proces impeachmentu. Rezygnacji Donalda Trumpa domagają się nie tylko demokraci, ale kilku polityków republikanów. Trump byłby pierwszym prezydentem w historii, który zostałby poddany procedurze impeachmentu dwukrotnie.
Sam prezydent w nagraniu umieszczonym na Twitterze (jeszcze przed zablokowaniem) obiecał, że przekaże władzę Joe Bidenowi i potępił zamieszki. Zaapelował też o spokój w kraju. - To czas leczenia ran i pojednania - mówił, choć jeszcze tuż przed tym podburzał zwolenników i kwestionował wynik wyborów.
Po zamieszkach na Kapitolu zatrzymano 68 osób, z czego większość to zwolennicy spiskowej teorii QAnon, mówiącej, iż światem rządzi siatka pedofilów, z którą walczy Donald Trump. Amerykański departament sprawiedliwości nie wyklucza z kolei śledztwa w sprawie podżegania do zamieszek przez prezydenta.
Od odniesionych ran zmarł jeden z policjantów, który dwa dni temu bronił budynku Kongresu. To piąta ofiara śmiertelna zamieszek.
Po szturmie na Kapitolu z pracy odchodzą kolejni urzędnicy administracji Donalda Trumpa. Rezygnację złożyła szefowa resortu edukacji Betsy de Vos. Jak dotąd, na znak protestu przeciwko podsycaniu emocji przez prezydenta, rezygnację złożyło 9 osób, w tym dwójka ministrów i były szef sztabu Donalda Trumpa.
Z pracy odchodzi też szef policji na Kapitolu. Funkcjonariusze oskarżani są o zaniedbania, które doprowadziły do wtargnięcia przez zwolenników Trumpa do środka budynku.