Wim Poppe, właściciel baru Gitan w dzielnicy Kessel-Lo, wyjaśnił, że do zdarzenia, które doprowadziło do wymierzenia mu kary grzywny oraz więzienia doszło wieczorem, kiedy ze swoją narzeczoną przeliczał pieniądze za posiłki sprzedane na wynos. Ulicą przed barem przechodził akurat jego stały klient.
- Zapytał się, jak się mają sprawy, a następnie, czy mógłby wejść do środka i zapłacić 100 euro, aby nas wesprzeć. Z wdzięczności zaproponowałem mu kufel piwa. I wtedy przyjechała policja - powiedział Wim Poppe cytowany przez The Brussels Times.
Jeden z funkcjonariuszy zareagował w "umiarkowany" sposób na złamanie obostrzeń sanitarnych, ale drugi nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień i nałożył grzywnę na właściciela baru. Wim Poppe nie przyjął mandatu i sprawa trafiła do sądu, gdzie skazano go na trzy miesiące więzienia oraz grzywnę w wysokości 1000 euro. Poppe musi również zapłacić 300 euro kosztów sądowych.
- Kara, jaką otrzymałem, jest nieproporcjonalna - powiedział Wim Poppe. - Na pewno będę składać apelację. Znajdę ludzi, którzy są ekspertami w tej dziedzinie i będą w stanie mi pomóc - dodał.
Belgijski minister zdrowia wykluczył, aby w najbliższej przyszłości złagodzono restrykcje związane z pandemią koronawirusa. Dzisiaj (piątek 8 stycznia) mają się jednak zebrać eksperci oraz przedstawiciele lokalnych władz, aby omówić bieżącą sytuację epidemiczną w kraju.
W Belgii stopniowo spada liczba zakażeń, zgonów oraz hospitalizacji. W ciągu ostatniego tygodnia w liczącej 11 milionów obywateli Belgii wykrywano średnio 1620 przypadków zakażeń dziennie. W związku z tym liczni przedsiębiorcy apelują o zniesienie części obostrzeń np. dla branży fryzjerskiej i kosmetycznej.
Szef resortu zdrowia pozostaje jednak nieugięty i uważa, że pomimo "obiecujących" danych obostrzenia powinny zostać utrzymane. - Powinniśmy podziękować obywatelom za niesłychaną dyscyplinę i solidarność. Ale wirus wciąż krąży i mamy jeszcze długą drogę do przebycia - powiedział.