Jak podaje "Washington Post", Donald Trump, zamiast reagować, oglądał wydarzenia na Kapitolu w telewizji, otoczony lojalnymi współpracownikami. Niektórzy anonimowo z nich wyznają, że urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych niekoniecznie dobrze się bawił i miał być zdumiony atakiem. Donalda Trumpa miało ostatecznie odstraszyć to, że ludzie w obszarpanych kostiumach wydali mu się "prostaccy".
Pracownicy prosili prezydenta o to, by wezwał swoich zwolenników do zaprzestania zamieszek. Najbliżsi doradcy Białego Domu próbowali nakłonić prezydenta, by zadzwonił do sprzyjającej mu telewizji Fox News, ale polityk odmówił. Po pewnym czasie udało się go przekonać do wysłania tweetów.
Informatorzy dodają, że następnie Donald Trump zgodził się udostępnić nagranie wideo, które przygotowali mu doradcy i udostępnić je na Twitterze. Wbrew ich prośbom prezydent dodał od siebie zdania o oszustwach wyborczych. Ostatecznie Twitter zablokował jego konto, co miało "doprowadzić go do wściekłości".
- Nie chciał nic powiedzieć, nic zrobić, by stanąć na wysokości zadania. Jest opętany myślą, że został potraktowany niesprawiedliwie i nie potrafi spojrzeć szerzej - dodaje współpracownik Trumpa w rozmowie z "WP". Informator dodał, że urzędnicy byli zdenerwowani reakcją Donalda Trumpa na to, że wiceprezydent Mike Pence nie odrzucił głosów elektorskich oddanych na Joe Bidena. Źle odebrane zostały także słowa prezydenta, który zdecydował się zaatakować swojego zastępcę w momencie, kiedy Pence znalazł się w potencjalnym niebezpieczeństwie podczas ataku na Kapitol.
- Przez cały dzień nie mógł sobie poradzić ze zdradą Pence'a (...). Cały czas powtarzał: "Stworzyłem tego faceta, uratowałem go przed śmiercią polityczną, a ten zadał mi cios w plecy" - mówi kolejny rozmówca. Inny dodaje, że Donald Trump był tak wściekły, że "nie mógł myśleć normalnie".
Dodatkowo szef personelu Białego Domu Mark Meadows i prawnik Trumpa Pat Cipollone od początku próbowali przekonać prezydenta do nagrania wideo potępiającego przemoc i zapowiedzeniu pokojowego przekazania władzy. Donald Trump uległ tej prośbie dopiero w czwartek wieczorem.