- Demonstranci, którzy wtargnęli do Kapitolu, zbrukali siedzibę amerykańskiej demokracji. Tym, którzy posługują się przemocą, mówię: nie reprezentujecie naszego kraju! Tym, którzy złamali prawo, mówię: zapłacicie za to - powiedział Donald Trump w opublikowanym w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego oświadczeniu, w którym po raz pierwszy potępił swoich zwolenników szturm na Kapitol. Dał też do zrozumienia, że kończy walkę o pozostanie na stanowisku i skoncentruje się na pokojowym przekazaniu władzy nowej administracji.
Trump w swoim oświadczeniu po raz pierwszy nie użył argumentu, jakoby wybory prezydenckie zostały sfałszowane, o czym mówił nawet w nagraniu opublikowanym podczas szturmu na Kapitol.
Jak wszyscy Amerykanie jestem oburzony przemocą, bezprawiem i wyrządzonym spustoszeniem. Natychmiast skierowałem Gwardię Narodową i służby federalne do zabezpieczenia budynku i usunięcia z niego intruzów
- powiedział Trump. Podana przez niego informacja nie jest zgodna z nieoficjalnymi ustaleniami, do których dotarły w czwartek amerykańskie media - wynika z nich, że Trump nie tylko nie wysłał Gwardii Narodowej na Kapitol, lecz także sprzeciwiał się, by angażowała się ona w działania na miejscu. Ostateczną decyzję w tej sprawie miał podjąć wiceprezydent Mike Pence, co było swojego rodzaju ewenementem (uprawnienia do zaangażowania w działania Gwardii Narodowej ma prezydent).
Ameryka była i musi zawsze być krajem prawa i porządku, demonstranci, którzy wtargnęli do Kapitolu, zbrukali siedzibę amerykańskiej demokracji. Dopiero co przebrnęliśmy przez trudne wybory i emocje wciąż są duże, ale teraz musimy ochłonąć i przywrócić spokój. Musimy zająć się codziennymi sprawami
- wskazał Trump, dodając, że wykorzystał wszystkie drogi prawne podważenia wyniku wyborów, a jego jedynym celem było zapewnienie uczciwości głosowania. - Ponieważ Kongres certyfikował wyniki wyborów, nowa administracja obejmie rządy 20 stycznia. Skoncentruję się teraz na sprawnym i uporządkowanym przekazaniu władzy - zapewnił.
Wcześniej szefowa Izby Reprezentantów USA, Nancy Pelosi, wezwała do natychmiastowego usunięcia Donalda Trumpa poprzez zastosowanie 25. poprawki do Konstytucji - mówi ona, że osunięcie prezydenta od władzy jest możliwe w obliczu niezdolności do sprawowania przez niego tej funkcji. Na Kongresie zaapelowało też o to do wiceprezydenta Mike'a Pence'a kilkudziesięciu przywódców Demokratów. Według amerykańskich mediów - m.in. dziennika "The New York Times" - taki scenariusz forsowało też kilkoro członków rządu Donalda Trumpa, miał się na to jednak nie zgodzić wiceprezydent Pence.
Jak donoszą "The New York Times" i "The Guardian", również sam Trump wraz z pierwszą damą rozważają opuszczenie Białego Domu 19 stycznia, na dzień przed inauguracją (zwykle ustępujący prezydent opuszcza Biały Dom w dniu inauguracji, witając jednocześnie swojego następcę).
Bezpośrednio przed zamieszkami na Kapitolu prezydent Donald Trump oświadczył, że nigdy nie uzna zwycięstwa Joe Bidena i podburzał swoich zwolenników do działań, do ostatniej chwili przekonując ich, że wybory zostały sfałszowane. Na wiecu odbywającym się przed kolegium elektorskim przekonywał, że Mike Pence może wpłynąć na wynik głosowania elektorskiego. - Mike Pence musi zrobić swoje, inaczej przegramy. Mike, mam nadzieję, że zamierzasz stanąć w obronie naszej konstytucji i dobra naszego kraju, bo jeśli nie, to będę bardzo rozczarowany [...] Nigdy się nie poddamy, nigdy nie uznamy porażki, ponieważ doszło do oszustwa - mówił.
Gdy tłum wtargnął na teren Kapitolu, a Joe Biden zaapelował do Trumpa o natychmiastowe wezwanie swoich zwolenników do odwrotu, ten stwierdził: - Mieliśmy wybory, które nam ukradziono. To były wybory, które wygraliśmy miażdżącą większością. Wszyscy o tym wiedzą, szczególnie druga strona. Ale teraz musicie iść do domu. Potrzebujemy pokoju, spokoju i bezpieczeństwa. [...] To były oszukańcze wybory, ale nie wolno nam grać kartami, które rozdali nam ci ludzie. Potrzebujemy pokoju. Idźcie do domu. Kochamy was, jesteście wyjątkowi.