Marcin Wrona, korespondent TVN24 w Stanach Zjednoczonych, poinformował, że wokół Kapitolu rozpoczęła się budowa wysokiego ogrodzenia. - To jest płot, którego nie da się przeskoczyć, to jest płot, przez który demonstrantom na pewno nie uda się przedrzeć. On jest budowany w błyskawicznym tempie. (...) Ten płot rośnie i podejrzewam, że w ciągu kilku godzin będzie otaczał cały Kapitol. (...) Gwardia Narodowa z Waszyngtonu została postawiona na nogi, żołnierze zostali ściągnięci w okolice Kapitolu, ale nie tylko [oni - przyp. red.], również oddziały policji - powiedział.
Teraz wokół Kapitolu - żołnierze Gwardii Narodowej. Rozpoczyna się też budowa wysokiego ogrodzenia. (...) Część Kapitolu już odgrodzona od reszty Waszyngtonu
- napisał na Twitterze.
Amerykański Kongres zebrał się w środę 6 stycznia, aby zatwierdzić wygraną Joe Bidena w wyborach prezydenckich. Obrady zostały przerwane, bo do Kapitolu wtargnęli zwolennicy Donalda Trumpa. Do "marszu" zachęcił ich sam prezydent USA. W wyniku zamieszek zmarły cztery osoby, a 52 zostały aresztowane.
W amerykańskich mediach mnożą się pytania, czy reakcja służb podczas szturmu zwolenników Donalda Trumpa była wystarczająca. Dziennikarze zastanawiają się, jak to możliwe, że nie udało się zapobiec zamieszkom i dlaczego niektórzy z funkcjonariuszy robili sobie zdjęcia z protestującymi. Pojawiają się również porównania do protestów Black Lives Matter, podczas których reakcja służb była ostrzejsza, choć protestujący nie wtargnęli do Kapitolu.
Do 21 stycznia, czyli do dnia po zaprzysiężeniu Joe Bidena na prezydenta USA, w Waszyngtonie obowiązuje stan wyjątkowy.