O sprawie pisze m.in. NBC News. Radykalni konserwatyści i zwolennicy Donalda Trumpa bardzo szybko zaczęli rozpowszechniać na portalach społecznościowych dezinformujące wpisy na temat zamieszek na Kapitolu. Bez żadnych dowodów twierdzili, że protestujący, którzy włamali się do sal Kongresu, byli działaczami lewicowymi, a nie zwolennikami urzędującego prezydenta.
Amerykańskie media zauważają, że próby przerzucenia winy pojawiły się niemal natychmiast po tym, jak tłum popierający Donalda Trumpa wtargnął do Kapitolu. Popularni użytkownicy Twittera i zwolennicy urzędującego prezydenta, na przykład teleewangelista Mark Burns czy prawnik L. Lin Wood (odpowiada on za wniesienie wielu spraw sądowych, które miały obalić wyniki wyborów) napisali, że zdjęcia w mediach nie przedstawiają zwolenników Republikanów. "To inscenizowany atak Antify" - napisał Burns, a jego wpis został polubiony przez syna prezydenta - Erica Trumpa. Podobnie wypowiadali się w mediach prokurator generalny Teksasu Ken Paxton czy była gubernator Alaski Sarah Palin. Tysiące udostępnień miał także nieprawdziwy wpis o "autobusie zwolenników Antify" w Waszyngtonie.
"Twierdzenia te są typowe i pojawiają się podczas ważnych wydarzeń informacyjnych, a szczególnie brutalnych aktów. Społeczności o skrajnych, radyklanych poglądach często nazywają je atakami 'fałszywej flagi', a ich celem jest zrzucenie winy na inną organizację" - pisze NBC. Według analizy stacji około siedmiu tysięcy postów na Twitterze odnosiło się do "udawanych" zwolenników Trumpa, z czego niektóre miały tysiące kolejnych udostępnień.
Ten fake news był także tematem jednej z rozmów w Fox News, gdzie dziennikarze i eksperci debatowali o "możliwości infiltracji tłumu popierającego Donalda Trumpa przez 'podżegaczy' Antify". Jedynym "dowodem" przedstawionym przez telewizję było to, że niektórzy protestujący nosili kaski i ochraniacze na kolana, których - jak powiedziała dziennikarka Fox News Laura Ingraham - nie widziała wcześniej na wiecach urzędującego prezydenta.
Popularne stały się wpisy z wizerunkiem mężczyzny, który przedstawia się jako Jake Angeli. Na zdjęciach widać go z flagą Stanów Zjednoczonych oraz w futrzanej czapce z porożami. Zwolennicy Trumpa twierdzą, że "szaman" jest przedstawicielem Antify i działaczem ruchu Black Lives Matters. Powołują się przy tym na przekadrowane zdjęcie, które nie było zrobione podczas demonstracji lewicowej, tylko marszu zwolenników QAnon (grupy osób, które twierdzą, że mają dostęp do ściśle tajnych informacji dotyczących m.in. rywalizacji na szczytach władzy w Stanach Zjednoczonych).
Kolejnym rozpowszechnianym zdjęciem jest fotografia mężczyzny, który miał mieć tatuaż sierpa i młota na lewej dłoni. Znak ten został odebrany jako komunistyczny symbol. Jak jednak dowiedli inni użytkownicy portali społecznościowych, tatuaż na dłoni mężczyzny to "Znak outsidera", który używany jest m.in. w popularnej grze komputerowej Dishonored.